Iwona czyta

Kocham czytać, uwielbiam odwiedzać księgarnie i biblioteki, zawsze podglądam okładkę książki czytanej przez kogoś w miejscu publicznym. Jestem książkowym molem. Od kilku lat obiecuję sobie, że zacznę prowadzić statystyki przeczytanych książek.

Stąd pomysł na bloga, na swoisty pamiętnik przeczytanych książek.....

Zapraszam więc do mnie:)

sobota, 22 marca 2014

Dziewczyny wojenne. Prawdziwe historie

"Dziewczyny wojenne" Łukasza Modelskiego to zbiór opowieści o losach 11 kobiet. Kobiet, które łączy "podobne doświadczenie: wojna przyszła nagle, zastała je czasem pod koniec dzieciństwa, czasem na początku młodości" (s. 331). 
Autor przeprowadził wiele interesujących rozmów - wspomnień z bohaterkami. Nie było to proste, jak pisze, "prowadzone rozmowy były dla moich bohaterek wyczerpujące (...) Ich wiek i stan zdrowia często uniemożliwiały mi kolejne wizyty. Niektóre osoby zmarły podczas powstawania tego materiału, niektórym zdrowie nie pozwoliło kontynuować pracy" (s. 331). Mimo trudności powstał jednak przejmujący zapis wspomnień. 
Czytałam książkę z wielkim podziwem dla uporu bohaterek, ponieważ mimo, że wojna brutalnie pokrzyżowała im niejednokrotnie bardzo ambitne plany, obdarła z marzeń, pozostawały sobą i próbowały za wszelką cenę prowadzić normalne życie. Kochały, studiowały, marzyły o rodzinie i sukcesach zawodowych, bawiły się. "Były dowcipy, układaliśmy wiersze, śpiewaliśmy (...) Była tam Zosia, studentka tajnego aktorstwa, więc nam odstawaiała komiczne monologi. Każdy chciał sie troche pobawić" (s. 91). Jednocześnie te młode, niewinne, dopiero budzące się do dorosłego życia kobiety miały świadomość, że wraz z rozpoczęciem wojny mają względem Ojczyzny wielki obowiązek: "miałam obowiązek coś stworzyć, kiedy okupant wtargnął do kraju. Na początku - naloty, pożary, zawsze byłam tam, gdzie potrzebowali ludzi" (s. 108). Narażając życie podejmowały się więc niejednokrotnie bardzo niebezpiecznych działań: były sanitariuszkami i nauczycielkami ale również łączniczkami, brały udział w akcjach rozpracowywania ludzi, udzielały się w partyzantce, nie zatracając jednocześnie swojej kobiecości. Ładne sukienki, pierwsze miłości, marzenia o lepszym życiu - tego wojna nie mogła im zabrać. A jednocześnie obok lusterka i szminki w torebce często ukryty był pistolet.
Jest jeszcze jedna rzecz, która każe podziwiać te młode kobiety: większość nie zaprzestała marzeń o lepszej przyszłości dla siebie. Kontynuowały więc naukę, studia, czytały, spotykały się z ludźmi kultury, zdawały egzaminy, by po wojnie móc pracować w zawodach bardzo prestiżowych: nauczycielka, lekarka, prawniczka, aktorka. Niektóre z nich również, dzięki wyuczonemu wcześniej zawodowi,  same utrzymywały rodziny podczas wojny, szyjąc czy robiąc na drutach ubrania.
Wiele w tych wspomnieniach opisów sytuacji beznadziejnych, w których nasze bohaterki ryzykując życiem decydowały się na ekstremalne kroki, czasami takie z góry skazane na niepowodzenie. Wiele również opisów sytuacji wesołych, wręcz komicznych czy pięknego spojrzenia na świat. "Był taki ładny księżyc akurat. Pomyśłałam tylko: "Jednak na tym świecie ładnie jest". Zdążyłam tak sobie pomyśleć i dostałam cios w szczękę. Wpadłam do dołu po kartoflach" (s. 184). 
O wojnie napisano już wiele, wydawać by się mogło, że to już oklepany temat. Jednak książka Łukasza Modelskiego jest specyficzna: jest świadectwem tamtych czasów widzianych oczyma żeńskiej części społeczeństwa oraz bardzo osobistym zapisem wspomnień tych niezłomnych kobiet.

"Dziewczyny wojenne. Prawdziwe historie" Łukasz Modelski
Wydawnictwo Znak
Kraków 2011
s. 335.


piątek, 14 marca 2014

"Pollyanna"

Czy zdarza Wam sie czasami zatęsknić za jakąś bardzo optymistyczną lekturą, taką lekką, radosną, która przynajmniej na moment pozwoli uwierzyć, że ludzie nie są wcale tacy źli?
Mam tak, co jakiś czaś. Zaczynam mądre książki, kilka sztuk naraz i żadna "nie wchodzi", czekają na "lepsze czasy"...
"Pollyanna" Eleanor H. Porter jest właśnie taką literaturą-lekarstwem, w sam raz na zranioną duszę, odskocznią od twardej rzeczywistości. To jedna z moich ulubionych lektur z dzieciństwa, ale z przyjemnością wróciłam do niej ponownie.
Pollyanna to jedenastoletnia dziewczynka ciężko doświadczona przez los. Umiera jej mama, potem ojciec, wychowują ją obce "Panie z Koła Opieki", by wreszcie oddać jedynej żyjącej krewnej, cioci Polly. Ciotka była "osobą surową, o srogim obliczu,  która groźnie marszczyła się na brzęk upadającego noża lub na trzaśnięcie drzwiami i nigdy sie nie uśmiechała, nawet gdy noże i drzwi zachowywały się cicho" (s. 8). Dziewczynka przybywa do domu krewnej i od razu zdobywa sympatię służących - gospodyni Nancy i ogrodnika Tymoteusza. Jest osóbką, która swoim optymizmem i pogodą ducha zjednuje po kolei wszystkich mieszkańców miasteczka, nawet tych zatwardziałych w nienawiści, wiecznie skłóconych i niezadowolonych z życia. Zaraża ich radością ucząc grać w tajemniczą grę. Jednym z takich ludzi jest doktor Chilton: zgorzkniały stary kawaler, oddający się bez reszty swojemu ukochanemu zawodowi, nie znajdujący radości w swojej samotnej egzystencji. Bardzo szybko jednak poznaje cudowne lekarstwo Pollyanny na smutki i pozwala się Pollyannie wciągnąć w grę. To lekarstwo, jak sam mówi to " jej wszechmożne i nigdy niegasnące dążenie do wynajdowania dodatnich stron we wszystkim, co się już stało albo się dopiero stanie" (s. 135).
Niestety, mimo usilnych prób, dziewczynce nie udaje się zmiękczyć od razu serca ciotki Polly. Jak to zazwyczaj bywa w takich opowieściach, wkrótce zdarzy się coś, co uzmysłowi ludziom, co jest w życiu najważniejsze. Po traumatycznym wydarzeniu również i zatwardziała Polly pokaże swoje prawdziwe oblicze a wkrótce okaże się również, że "połowa miasta nosi teraz niebieskie kokardy, zaniechała małzeńskich kłótni albo nauczyła się lubić to, czego nie lubiła przedtem i to wszystko dzieki Pollyannie" (s. 249).
Jedna mała dziewczynka o otwartym sercu i wiecznie uśmiechniętej buzi potrafi zmienić całe otoczenie. Jakie to proste. Wystarczy tylko grać w cudowną grę.

"Pollyanna" Eleanor H. Porter
Wydawnictwo: Literacki Egmont
Warszawa 2013
s. 270.

poniedziałek, 3 marca 2014

"Uczciwa oszustka"

To przypadek, że książka Tove Jansson wpadła mi w ręce akurat  w tym czasie. Z okazji 100 lecia urodzin Tove Jansson wydawnictwo Marginesy zaprosiło bowiem do Polski biografkę autorki - Boel Westin. Swoją drogą biografia nadzwyczajna - tak jak nadzwyczajna jest postać twórczyni Muminków - też czeka na półce na skończenie.
Wracając do "Uczciwej oszustki" - to pierwsza na polskim rynku książka dla dorosłych Tove Janson. Napisana prostym, nieskomplikowanym językiem, właściwie bez konkretnej akcji czy wartkiej fabuły. Wątek toczy się tak sennie jak senne jest miejsce, w którym rozgrywa się powieść. Vasterby - małe nadmorskie szwedzkie miasteczko, zamieszkałe przez kilkadziesiąt rodzin, gdzie każdy o każdym wszystko wie.
Katri Klin to dwudziestokilkuletnia samotna kobieta wychowująca swojego młodszego brata. Uważana za dziwaczkę, jest zimna i nieufna wobec ludzi. Żółte oczy powodują, że mieszkańcy uważają ją za czarownicę. Mieszka na poddaszu sklepiku, w którym pracuje od śmierci swojej matki. Jej brat Mats - "wysoki krzepki piętnastolatek, dziesięć lat młodszy od siostry, uchodził za prostaczka. Podejmował się dorywczych prac w wiosce, ale najwięcej czasu, jeśli tylko pozwalała na to pogoda, spędzał w szkutni braci Liljebergów" (s. 11). Pewnego zimowego dnia nasza bohaterka porzuca posadę ekspedientki, by wprowadzić się do "króliczego domu" zamieszkiwanego przez dość majętną ilustratorkę książek dla dzieci Annę Aemelin. Obserwuje jej dom od dawna i marzy "o pieniądzach, wielkich pieniądzach, żeby szybko, sprytnie i uczciwie zdobyć tyle pieniędzy, żebym już nie musiała o nich myśleć" (s. 13). Te pieniądze potrzebne jej przede wszystkim dla spełnienia marzenia brata o łodzi, bo mimo, że oschła i nieczuła na swój sposób kocha Matsa. Katri obmyśla plan zdobycia pieniędzy, który zaczyna powoli wprowadzać w życie i od tego momentu zaczyna się psychologiczna gra. Kto ją wygra? Wcale to nie jest takie oczywiste, a kiedy już będzie się wydawało, że rozgrywka dobiegła końca zwycięzcą okaże się zupełnie ktoś inny.
Książka mroczna ale bardzo wciągająca. I bardzo Janssonowska. Pewnie za sprawą przewijających się na kartkach powieści królików. Ale przede wszystkim to rodzaj psychologicznego studium kreowanych w niej postaci. Po jej przeczytaniu osoba autorki wydaje się jeszcze bardziej zagadkowa. Z tym większą przyjemnością sięgam zaraz po zaczętą "Mamę Muminków".

"Uczciwa oszustka" Tove Jansson
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Warszawa 2013
s. 240