Dziewczyny z powstania. Prawdziwe historie.
Książka to zbiór 11 opowieści żyjących uczestniczek powstania warszawskiego. Ze zdjęć otwierających każdy rozdział spoglądają zadbane starsze panie o pogodnych rysach twarzy. Aż wierzyć się nie chce, że wszystkie przeżyły niewyobrażalną traumę, że do dziś nękają je wspomnienia tragicznych wydarzeń.
Sanitariuszki, łączniczki, kobiety o różnym statusie społecznym, od prostych kobiet po hrabiankę i "jaśnie panią"- bohaterskie dziewczyny opowiadają o swoim udziale w powstaniu. O tym, jak pomagały, ponad swoje siły, nie zważając na niebezpieczeństwo, jak zostawały same z nowonarodzonymi dziećmi tułając się po piwnicach, bo mąż poszedł na wojnę, jak przeżywały swoje pierwsze i najważniejsze miłości i lęk o nie, jak dbały o swoją kobiecość, mimo, iż w takich czasach wydawać by się to mogło niemożliwe, jak zdobywały wykształcenie, mimo braku warunków.
Po lekturę sięgnęłam z nadzieją, że znajdę odpowiedzi na nurtujące pytania, że zrozumiem wreszcie ideę powstania. Czy zryw, który zniszczył doszczętnie miasto i pochłonął tyle ludzkich istnień, był koniecznością? Czy miał rację bytu i szansę na sukces?
Mimo kontrowersji wokół powstania wszystkie narratorki zgodnie twierdzą, że było ono jedynym rozsądnym wyjściem i nie zawahałyby się powtórzyć tamtych decyzji. Pięknie pisze o tym jedna z bohaterek książki - "Marzenka" Krystyna Sierpińska: "Do powstania poszłabym jeszcze raz. Bez najmniejszego wahania. Nie zrozumie tego nikt,, kto nie przeżył okupacji. Te pierwsze sierpniowe dni...Na domach zawisły niewidziane od 1939 roku polskie flagi, pojawili się polscy żołnierze, ludzie rzucali się sobie w ramiona. To był kawałek Polski, tej prawdziwej, wolnej. Straty, jakie ponieśliśmy, były oczywiście potworne. Do tego ci wszyscy mieszkańcy Warszawy...Innego wyjścia jednak nie było. (...) Myśmy cały czas wierzyli, że ktoś przyjdzie nam z odsieczą. Że uda nam się wygrać tę bitwę" (s. 199).
Książka napisana w formie opowieści kobiet a nie rozmów z autorką. Każda opowieść niesie z sobą dużą dawkę emocji, przeraża okrucieństwem, ale jest również obietnicą nadziei na lepsze jutro, świadectwem istnienia, co więcej, działania kobiet w czasie wojny i ich niewyobrażalnego bohaterstwa. Trudno jest zrozumieć, jak można dalej spokojnie żyć, układać sobie życie opłakując utraconą tragicznie miłość, przyjaźń czy najbliższą rodzinę, jak patrzeć z nadzieją na ludzi, znając ich mroczną stronę. Czy po takich przeżyciach można zaufać drugiemu człowiekowi? A może należy brać przykład z jednej z bohaterek, która podsumowuje swoje wspomnienia? "Moje dzieci i wnuki regularnie mnie odwiedzają. Siadają przy mnie i skarżą się na swoje kłopoty. A to coś nie wyszło w pracy, a to nie udało się czegoś załatwić w urzędzie, a to nie wypalił jakiś wyjazd. Patrzę wtedy na nich zdumiona. I mówię: Czy twoje miasto jest bombardowane? Czy twojemu mężowi grozi śmierć od nieprzyjacielskiej kuli? Czy twoje dzieci głodują? Jeżeli nie, to nie masz powodu do narzekania. wszystko inne jest bowiem błahostką". (s. 309).
"Dziewczyny z powstania" to piękna książka, wydana w twardej okładce, wzbogacona zdjęciami i rysunkami ze zbiorów bohaterek. Jest to niezapomniana lekcja historii.
Anna Herbich jest warszawianką i dziennikarką z zawodu a prywatnie wnuczką jednej z bohaterek książki. Zbierając wspomnienia i przedstawiając je w formie książki wykonała kawał dobrej roboty, ku potomnym...
"Dziewczyny z powstania. Historie prawdziwe." Anna Herbich
Wydawnictwo Znak Horyzont
Kraków 2014
s. 309
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz