Bibliotekarki
Na tę książkę zdecydowanie szkoda czasu. Sięgnęłam po nią z sentymentu do książek i marzeń o niespełnionym zawodzie. Jestem rozczarowana.... Książka utrwalająca stereotypy o bibliotekach i zawodzie bibliotekarza.
Główna bohaterka o dziwiącym wszystkich imieniu, Żywia, z racji kłopotów zdrowotnych znajduje pracę w różnych filiach miejskich bibliotek. I wszędzie zastaje stan, którym jest bardzo rozczarowana - nierzadko brud (ręczniki jak ścierki), utrwalone jeszcze w czasach komuny przyzwyczajenia (oprawianie książek w szarobure papiery, nudna praca i bibliotekarki w strojach żywcem wyjętych jak z pensji pani Latter). Układy i układziki, brak komputerów i nowoczesności, brak pieniędzy na nowe książki, braki wreszcie w wykształceniu pracowników. Wszędzie plotki i intrygi...
Książka to rodzaj pamiętnika bibliotekarki, wspomnianej Żywi, przeplatanego punktem widzenia pracowników. I chyba ten pamiętnik to jedyna rzecz, którą czytało się z przyjemnością. Bo Żywia to taka gwiazda na nieboskłonie tych bibliotek: inteligentna, oczytana, potrafiąca konwersować z czytelnikami i elegancka. A już do śmiechu doprowadzają rozdziały pt. "Z księgi skarg i zażaleń". Koszmarek jakiś...
Książka z 2010 roku a czyta się ją jak relikt z poprzedniego wieku.
Mam świadomość, ze dziś czasy dla bibliotek niełatwe, że to są miejsca najmniej dotowane przez państwo, zaniedbane i biedne... Ale mam za sobą również studia na bibliotekoznawstwie a poza tym jestem stałym bywalcem kilku takich miejsc i nie mówcie mi, że tak wyglądają wszystkie polskie biblioteki?
Nie zgadzam się na takie utrwalanie stereotypów:) I nie dałam rady doczytać do końca, mimo najszczerszych chęci.
I pozdrawiam moje ulubione bibliotekarki: Iza i Ewa, Wy wiecie:)
"Bibliotekarki" Teresa Monika Rudzka
Wydawnictwo SKRZAT
Kraków 2010
s. 296