Iwona czyta

Kocham czytać, uwielbiam odwiedzać księgarnie i biblioteki, zawsze podglądam okładkę książki czytanej przez kogoś w miejscu publicznym. Jestem książkowym molem. Od kilku lat obiecuję sobie, że zacznę prowadzić statystyki przeczytanych książek.

Stąd pomysł na bloga, na swoisty pamiętnik przeczytanych książek.....

Zapraszam więc do mnie:)

piątek, 30 stycznia 2015

Samotność ma twoje imię

Ta książka trafiła w moje ręce przypadkiem. Nigdy wcześniej nie widziałam reklamy tego tytułu w Internecie, tak jak to ma miejsce w przypadku wielu nowości. Krzyczące wydawnictwa polecją książki tak natarczywie, iż wydaje ci się, że już dobrze znasz, jeszcze zanim trafią na twoje półki. Z tą było inaczej, zaczaiła sie cichutko w książkowym konkursie i udało się. I nie żałuję jednej minuty spędzonej w jej towarzystwie.
To wieloobrazowa opowieść o kilku kobietach. Ewa, Róża, Janina, Hanna, Dorota, Martyna, Magda, Danuta - 8 kobiet, w różnym wieku, o różnych potrzebach, pasjach i z różnym bagażem doświadczeń. Łączy je samotność, często z wyboru, z tęsknoty za ukochanym człowiekiem. 
Główną bohaterką jest Ewa - instruktorka tańca i choreograf zespołu folklorystycznego. Mimo upływu lat Ewa wciąż pielęgnuje w pamięci wspomnienie swojej pierwszej miłości. Pojawia się Mateusz, Andrzej, Rafał.... Nasza bohaterka odrzuca wszelkie próby związania się z mężczyznami. Do szczęścia wystarcza jej pasja, kot i ukochana babcia. Otacza ją również wiele kobiet i wszystkie w jakiś sposób związane są z jej samotnością. 
Podczas wyjazdu do urokliwego Kazimierza Ewa poznaje Różę, emerytowaną artystkę - dzieli je wprawdzie różnica pokolenia, ale panie szybko łączy nić porozumienia. Specyficzna przyjaźń między kobietami pomaga Ewie zrozumieć, zapomnieć i odnaleźć się na nowo. Niespełniona miłość na kartach książki walczy z kiełkującym uczuciem.
Monika. A. Oleksa stworzyła piękną, bardzo nostalgiczną opowieść. Opowieść, która zmusza do refleksji nad własnym życiem. Tak często przecież nie doceniamy na co dzień tego co mamy, nie potrafimy się cieszyć drobiazgami, jedną chwilą zapomnienia niszczymy cały "dorobek swojego życia". Do naszego  bytu wkracza Samotność, z którą nie potrafimy się zaprzyjaźnić.
Samotność ma wiele imion. Można być samotnym w wielkim mieście pełnym zgiełku i ludzi, w rodzinie, gdzie dom tętni życiem, w pozornie szczęśliwym małżeństwie. "Samotnośc otulała człowieka, gdy wszyscy inni go opuścili, ale odchodziła, gdy człowiek znajdował w sobie dość siły, aby uśmiechać się do każdego wstającego o świcie dnia i na każdy z nich czekać z radością. Odchodziła, gdy w życie człowieka wkraczał drugi człowiek, przynoszący swoją innośći dopełniający szczeliny i rysy, które Samotnośc próbowała załatać." (s. 404).
Dawno nie przeczytałam książki napisanej tak zachwycającym literackim językiem. Autorka stosuje piękne epitety, pieści wysublimowanymi metaforami, opisy przyrody czy przedstawionych miast są poetyckie a jednocześnie tak realistyczne, że chce się tam natychmiast pojechać. 
Ta książka ma jeszcze jedną zaletę - smakowicie pachnie domowym ciastem, które bohaterki wypiekają dla bliskich osób. Aż chce się oderwać od niej na moment i zaparzyć dobrej kawy czy herbaty. Przepisy zamieszczone są na końcu książki i naprawdę kuszą.
Po przeczytaniu "Samotności..." odwiedziłam zareklamowany na obwolucie blog autorki. Blog równie ciepły jak książka, jest równie świetną i ciekawą lekturą. Nie zgadzam się tylko z jednym stwierdzeniem, że pani Monika A. Oleksa to lubelska Danielle Stell. Daleko tej drugiej do naszej pisarki.
Wydawnictwo ZYSK i S-KA wydało perełkę, która zostanie na mojej półce na zawsze i z przyjemnością sięgnę po inne książki autorki. Kto nie czytał - niech żałuje i szybko nadrabia zaległości.

"Samotność ma twoje imię" Monika A. Oleksa
Wydawnictwo ZYSK i S-KA
Poznań 2014
s. 422

czwartek, 29 stycznia 2015

Rain Man

To moje drugie spotkanie z tą powieścią. Pierwsze miało miejsce wieki temu i nie wiem dlaczego, gdy podczas porządków książkowych wpadła mi w ręce ta maleńkich rozmiarów lektura, nabrałam ochoty by przeczytać ją ponownie.
Charlie Babbit to typ udający twardziela, rodzaj cwaniaka, który w łatwy sposób chce zdobyć fortunę. Handel sprowadzonymi samochodami nie wychodzi, co więcej mnożą się długi a wierzyciele zaczynają się upominać o swoje.
Tak się składa, że w czasie swojej finansowej klęski Charlie dowiaduje się o śmierci ojca, właściciela banku inwestycyjnego, z którym nie utrzymywał kontaktów. Zapala się światełko nadziei na spadek, który rozwiąże problemy.
Niestety, spotkanie z adwokatem, szybko gasi to światełko. Charlie dowiaduje się natomiast o istnieniu jedynego spadkobiercy ojca, swojego starszego brata.  Raymond, zamknięty w swoim autystycznym świecie, przebywa w zakładzie psychiatrycznym. Początkowy bunt przeciwko decyzji ojca przeradza się w chęć odzyskania spadku. Charlie wyrusza na spotkanie z bratem. Porywa go a ucieczka przeobraża się w podróż po Ameryce - podróż obfitującą w mniej lub bardziej radosne wydarzenia, które mają na celu (zdaniem Charliego) zmienić brata w normalnego faceta. 
Jest to opowieść o poszukiwaniu więzi, przetykana wspomnieniami z dzieciństwa, ale również opowieść o tym, że uczucie jest w stanie wygrać nad dobrem materialnym. Jest to wreszcie piękna opowieść o tym, jak niepełnosprawny potrafi zmienić duszę pełnosprawnego człowieka, jak wiele może mu dać i go nauczyć.
Na podstawie książki powstał fim z Dustinem Hoffmanem i Tomem Cruisem i jest to jedyny z niewielu przypadek, gdy nie przeszkadzał mi fakt, że czytałam książkę po oglądnięciu filmu. Wręcz przeciwnie, w tej sytuacji obsada dodaje książce uroku.
Nie wiem czy wyszły jakieś wznowienia powieści. Moja, z 1991 roku, nie przetrwała czytania i rozleciała się na pojedyncze kartki.

"Rain Man" Leonore Fleischer
Oficyna Wydawnicza ALMAPRESS
Warszawa 1991
s.  223

niedziela, 18 stycznia 2015

Kurhanek Maryli

Marta, główna bohaterka powieści Ewy Bauer, prowadzi z pozoru szczęśliwe życie u boku swojego męża - cenionego lekarza. Ma córeczkę, którą uwielbia nad życie, piękny dom z ogrodem, skończyła wymarzone studia. Jest jednak jak ptak w pozłacanej klatce, który usilnie pragnie wolności, ptak, który na dodatek nie jest dobrze traktowany przez swojego pana. Piotr, jej szanowany i przystojny mąż, umiejętnie kieruje jej życiem, decydując i rządząc a przy okazji wypominając grzechy młodości.
Już dawno żadna powieść nie wywołała u mnie tylu emocji: najpierw wściekłość i złość na główną bohaterkę. Jak kobieta może pozwolić się tak traktować, upokarzać i niszczyć? Później zdziwienie: czym kierował się Piotr przy wyborze życiowej partnerki, jeśli stale wypominał jej błędy i krytykował na każdym kroku? Co chciał przez to osiągnąć? Następnie wsciekłość na teściów Marty. Dlaczego ludzie są tacy okrutni i potrafią niszczyć innym życie? Wreszcie łzy i smutek na zakończenie lektury, których nie ukoiło nawet szczęśliwe zakończenie.
Książka na początku irytowała mnie bardzo. Opowieść o kobiecie, która pozwalała się traktować jak powietrze, zdradzanej i okłamywanej, która wciąż przypisywała sobie czyjeś winy za własne. Wiele razy chciałam ją odłożyć. Ty, bardziej, że drażnił mnie również styl pisarski Ewy Bauer - to raczej długi monolog, rzadko kiedy przeplatany dialogami bohaterów. Wszystko wydawało się w tej fabule tak oczywiste. Aż wreszcie dramatyczny zwrot, który spowodował mokre oczy i który uzmysłwoił mi, że takich nieszczęsliwych kobiet jest w naszym otoczeniu zapewne wiele. Oceniamy je, krytykując za uległość i bierność, ale tak naprawdę nie wiemy jakie są motywy ich trwania w toksycznych związkach.
Bardzo realistycznie autorka wykreowała w powieści swoje postaci. Marta denerwuje swoim zachowaniem, ale mimo strachu o córkę, otwierają się wreszcie jej oczy, próbuje wrócić do korzeni, odszukać wspomnienia z dzieciństwa i odnowić kontakty z chorą babcią. Piotr, lekarz bez skazy, kochający ojciec ale mąż terroryzujący psychicznie i fizycznie żonę, to w gruncie rzeczy "ubezwłasnowolniony" przez swoich rodziców nieszczęśliwy człowiek. Teściowie nieakceptujący synowej, dopiero w obliczu nieszczęścia, zdecydowanie za późno, budzą się z amoku.
To przejmująca lektura. Opowieść o poszukiwaniu swojego szczęścia oraz miejsca na ziemi. Uzmysławia nam również, że człowiek nie może odciąć swoich korzeni, oderwać się od rodziny, jeśli chce żyć w zgodzie z samym sobą. Rodzina, choćby najbiedniejsza i z prostego środowiska daje siłę i wiarę w osiągnięcie sukcesu i szczęścia. A prawdziwych przyjaciół, choć to truizm, naprawdę poznaje się w biedzie.

"Kurhanek Maryli" Ewa Bauer
Wydawnictwo Szara Godzina
Katowice 2014
s. 256

czwartek, 15 stycznia 2015

Morderstwo w Miłowie

Lata 30.te XX wieku. Do małej miejscowości pod Poznaniem przyjeżdża Angielka polskiego pochodzenia - Samantha Greenwood. Ta młoda malarka z miejsca zakochuje się w pięknym domu gospodarzy - Teresy i Andrzeja Górskich. Zachwycona otoczeniem i gościnnością gospodarzy postanawia osiąść się tu na dłużej i oddać się swojej pasji. Niestety sielską atmosferę tego miejsca zakłóca morderstwo gospodarza. Dochodzenie prowadzi dociekliwy lecz jednocześnie powściągliwy komisarz Łukasz Darski, z którym nasza bohaterka dość szybko się zaprzyjaźnia. W krótkim odstępstwie czasu do tej tragedii dołączają następne. W tajemniczych okolicznościach giną kolejne osoby. Podejmowane tropy prowadzą do nikąd. 
"Morderstwo w Miłowie" to subtelny kryminał z myszką, osadzony w dwudziestoleciu międzywojennym, z całym klimatem, na który składają się  zwyczaje z tamtych lat, moda i konwenanse. I wątki sekretne - tajemniczy ślub wuja Samanthy z właścicielką ekskluzywnego butkiu, romanse i niedmówienia. 
Lektura nieskomplikowana i przyjemna, taka do połknięcia na jeden wieczór, nie pozostawiająca jednak w umyśle zbyt dużych zmian. Czyta sie ją po prostu, bez zbytnich emocji, niekoniecznie niecierpliwiąc się jakie będzie zakończenie. Choć zakończenie, mimo charakteru tego gatunku optymistyczne. 
Odpoczęłam przy tej książce.

"Morderstwo w Miłowie" Alicja Minicka
Wydawnictwo Oficynka
Gdańsk 2012
s. 234

środa, 7 stycznia 2015

Tylko przy mnie bądź

Okładka książki zapowiada lekką i przyjemną lekturę o miłości. Jedną z tych, które połyka się błyskawicznie i nie zostaje po niej wiele. Po raz kolejny przekonałam się, że nie należy sugerować się powłoką zewnętną.
Pierwsze kartki powieści skutecznie mnie od niej odsuwały. Jakieś czipy, pidżeje, tabletki, kosmiczne żarcie...Wszystko to utwierdzało mnie w przekonaniu, że mam do czynienia ze znienawidzonym przez siebie gatunkiem science-fiction a czytanie takowegoż jest ponad moje siły. Jednak coś mnie trzymało, nie pozwoliło przestać, co więcej nie pozwoliło się oderwać nawet na moment od lektury.
No więc....
Marta to młoda kobieta, zatrudniona w firmie o tajemniczej nazwie Dome - nawet ją sobie wygooglowałam, bo wyjaśnienie w słowniczku na końcu książki znów przywołało na myśl wspomniany wyżej gatunek literacki. Marta ciężko pracuje, oddając się firmie bez reszty, ale równorzędnie prowadzi drugie życie. Ma synka wychowywanego przez dziadków, zwariowany dom na wsi, w którym kot Zgaga uwielbia sypiać umoszczony w biustonoszu zwariowanej ciotki Chany, ma wreszcie namiastkę normalności w postaci kilku kwiatów doniczkowych i kotki Liany próbującej swoją obecnością ożywić zimne mieszkanie wynajmowane przez korporację. Marta miota się między tymi dwoma światami. Tęskni za synem i spokojną egzystencją a jednocześnie ma świadomość, że musi pracować, by utrzymać siebie i Wojtusia. Niespodziewanie w życiu Marty pojawia się jej były facet, ginie ukochana Liana, notabene uśmiercona przez bezduszną cywilizację.... Czy spotkanie tych dwojga ludzi zmieni coś w kieracie bohaterów? Czy uda im się stworzyć rodzinę i odnaleźć spokój?
Kiedy już wydaje się, że powieść znajdzie swoje jakże oczywiste, szczęśliwe zakończenie, akcja zmienia się zaskakująco. Tak bardzo, że musiałam wrócić do tych kilku stron i przeczytać je ponownie.
Joanna Sykat w swojej powieści uzmysławia nam oczywistą, ale jakże straszną prawdę. Dome to swoista, bardzo wyostrzona wizja korporacji, która obecnie zatrudnia wiele ludzi na całym świecie. Nie mamy świadomości, jak szybko stajemy sie jej trybikami: wyprani z uczuć, zimni, bez zwykłych ludzkich odruchów, czasu dla najbliższych. Korporacja pochłania nas coraz bardziej, powoli stajemy się jej bezwolnymi robotami. "Tak. Dome robiła z ludzi kretynów ukierunkowanych na zawodowe cele" (s. 82). Dobitnie obrazuje to moment spotkania Marty z Wiktorem. 
Na określenie książki Joanny Sykat nie potrafię znaleźć właściwego słowa. Fascynująca? Porażająca? Przerażająca....Tak, chyba przerażajaca, choć dająca nadzieję. Swoisty kubeł zimnej wody na nasze wiecznie zabiegane głowy.
W krótkim wstępie do czytelnika autorka pisze: "Niniejsza książka stanowi zapis zwariowanego snu autorki i jej równie zwariowanej wyobraźni". Pani Joanno, mam nadzieję, że to nie ostatni taki sen.

"Tylko przy mnie bądź" Joanna Sykat
Wydawnictwo Replika
2014
s. 243

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Droga Romo

Roma Ligocka. To nazwisko już zawsze będzie mi się kojarzyć z fascynującą lekturą. Kolejna książka utwierdza w tym przekonaniu.
"Droga Romo" to swoisty dialog kobiety dojrzałej z jej wcieleniem sprzed lat. To próba zrozumienia mlodziutkiej dziewczyny, która usilnie chce dorosnąć. To wreszcie obraz dziewczyny oplatanej mackami nadopiekuńczej matki, która kontroluje życie córki nawet na odległość. Młoda Roma próbuje być dorosła, wyzwolić się spod skrzydeł matki mieszkającej w Wiedniu. Gubi się, co rusz w tej dorosłości, popełniając szereg błędów. Studentka ASP zamieszkuje z przypadkowo poznanym Lordem. To utracjusz, żyjący chwilą, wyznający życiową zasadę: "Nieważne jest dziś, a jutro? Jutra nie ma" (s. 147). Wątpliwa przyjaźń z Leną, przypadkowa ciąża, konflikty z mamą, przymusowa podróż do Izraela, wreszcie destrukcyjny związek z Lordem i rozwód, którego nie jest w stanie sama załatwić. Kilkanaście lat życia młodej kobiety. Tak burzliwe, że można by nimi obdarować kilka egzystencji. 
Dorosła kobieta próbuje zrozumiec siebie sprzed lat. No bo przecież: "Droga Romo! Chciałaś opowiedzieć o dojrzewającej dziewczynie, którą znałaś dobrze, najlepiej jak można, o której powinnaś wiedzieć wszystko, bo ona to ty." (s. 31)
To książka, jak pisze autorka, "oparta na motywach autobiograficznych. Nie jest autobiografią". Bardzo intymna... I smutna.... ale piękna zarazem. Książka wzbogacona zdjęciami autorki i jej rysunkami, co czyni z niej lekturę jeszcze bardziej osobistą.
W komplecie z "Dziewczynką w czerwonym płaszczyku" i "Dobrym dzieckiem" składa się na obraz autorki - kobiety z dzieciństwem osadzonym w wojennych realiach, wrażliwej malarki i pisarki.
Polecam.

"Droga Romo" Roma Ligocka
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2014
s. 235

piątek, 2 stycznia 2015

Oriana Fallaci. Portret kobiety


Z postacią Oriany Fallaci zetknęłam sie po raz pierwszy przy okazji przypadkowej lektury jej książki "List do nienarodzonego dziecka". Książka-monolog poruszyła mną do tego stopnia, że na dźwięk nazwiska autorki zamieniałam się w słuch. Przez lata udawało mi się śledzić jej poczynania na szczeblu dziennikarskim i literackim. Tym bardziej,  z prawdziwą przyjemnością sięgnęłam po pierwszą na rynku biografię autorki.
Cristina de Stefano stworzyła swoje dzieło na podstawie niepublikowanych dotąd materiałów, które pozostały po śmierci dziennikarki: notatki, zapiski, kalendarzykli, listy itp. Jak sama przyznaje, nie był to zabieg prosty, tym bardziej, że pewne środowiska milczą na jej temat a bohaterka była oporna wobec tworzenia biografii.
Książka to portret kobiety, jak głosi tytuł. Portret kobiety nietuzinkowej, zdeterminowanej w swojej pracy, mimo drobnej postury, kobiety silnej i przebojowej. Oriana szturmem weszła na rynek włoskiego dziennikarstwa, rynek trudny, zdominowany przez facetów. Żaden włoski dziennikarz nigdy nie uznał wyższości Fallaci w tej dziedzinie. Zresztą, jak pisze autorka książki "kwestia stosunków między Fallaci a włoskim światkiem dziennikarstwa jest tak skomplikowana, że można by na jej temat napisac osobną książkę" (335). Była dziennikarką wojenną. Pisała zawsze najchętniej o sprawach trudnych, będąc w centrum wydarzeń, niejednokrotnie narażając się na śmierć. Jej wywiady z największymi dyktatorami tego świata przeszły do historii. Nie bała się nawet największych despotów, zawsze umiała znaleźć ich czuły punkt lub, zachowaniem czy jakimś rekwizytem, sprowokować do odpowiedzi do najbardziej kompromitujące pytanie. Ciarki przechodzą, gdy czyta się o jej burzliwym wywiadzie z Chomeinim.
Pod koniec życia skupiła się na pisaniu powieści. Jej "Kapelusz cały w czereśniach" czy "Mężczyzna" to prawdziwe literackie perełki. Nie stroniła również od poezji, czego dowiadujemy się wyłącznie z biografii.
Jednocześnie poruszając tematy trudne, ocierające się o politykę, pisała w sposób prosty, bo tak prosiła ją matka, kobieta inteligentna ale nie wykształcona: "Pisz prosto, proszę cię, tak bym i ja mogła zrozumieć" (307). Natomiast charakterystyczną cechą Oriany Fallaci jeśli chodzi o powieści było tworzenie fikcji opartej na faktach. 
Książka jedyna w swoim rodzaju. Bardzo intymna, biorąc pod uwagę niechęć autorki do biografii. Ukazuje obraz kruchej istoty, która ma w swobie wiele siły i determinacji, która wyrzucona drzwiami wraca oknem, uparta w swoich postanowieniach, gdy trzeba zaborcza i krzykliwa. Kobieta z pazurem.
Jednocześnie biografia zachęca do ponownego otwarcia kartek jej powieści, by zrozumieć wiele rzeczy i odkryć je na nowo. 
Słowa uznania należą się autorce, która miała niełatwe zadanie. Ukazać taką osobowość, tworząc obraz ambitny i do bólu prawdziwy. Cristina de Stefano, podejmując ryzyko, wywiązała się z tego zadania celująco.

"Oriana Fallaci. Portret kobiety" Cristina de Stefano
Wydawnictwo Sonia Draga
Katowice 2014
s. 338