Iwona czyta

Kocham czytać, uwielbiam odwiedzać księgarnie i biblioteki, zawsze podglądam okładkę książki czytanej przez kogoś w miejscu publicznym. Jestem książkowym molem. Od kilku lat obiecuję sobie, że zacznę prowadzić statystyki przeczytanych książek.

Stąd pomysł na bloga, na swoisty pamiętnik przeczytanych książek.....

Zapraszam więc do mnie:)

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Kontynuacja trylogii....

"Powrót do Lwowa" oraz "Dwie miłości" - to kolejne dwie części trylogii ukraińskiej autorstwa Marii Nurowskiej.
W "Powrocie do Lwowa" bohaterka  układa sobie życie z ukochanym Andrew, rodzi córkę, Oksanę, odnawia kontakt z matką. Wydawać by sie mogło, że odzyskuje spokój i jej życie nabiera kolorów.To jednak tylko pozory. Elizabeth miewa koszmarne sny, przywidzenia, ciągle wydaje jej się, że wzywa ją głos zaginionego męża. Nie potrafi odzyskać równowagi duchowej. Mimo, że nie jest to decyzja normalna, zakrawa wprost na szaleństwo biorąc pod uwagę, co kobieta może stracić, decyduje się na ponowną podróż w poszukiwaniu Jeffreya. Misternie zaplanowany wyjazd spawia, że udaje jej się oszukać ukochanego, matkę i przyjaciół. Wyjeżdża w nieznane, by odnaleźć spokój...
Odnajduje go okrutnym kosztem.....
Książka trzyma w ogromnym napięciu, powiedziałabym raczej, że lekkko irytującym napięciu -  ciężko zrozumieć postępowanie głównej bohaterki.
Podczas jej czytania czytelnik zadaje sobie pytania o cel i sens decyzji Elizabeth. Co czuje szczęśliwa przecież kobieta decydując się na tak desperacki krok? A może szczęście nie jest tak proste do zdefiniowania w tym przypadku? Jak wielka jest siła miłości i przywiązania, że bohaterka pozostawiając wszystko wyjeżdża w niebezpieczne rejony zimowej Rosji? Nie sposób skończyć książkę i odłożyć. Trzeba natychmiast zacząć ostatnią część....

"Powrót do Lwowa" Maria Nurowska
Wydawnictwo W.A.B
Warszawa 2013
s.270

W podróż śladem  Elizabeth, matki małej Oksany wyrusza Andrew Sanicki. Odnajduje samochód i, dzięki koneksjom politycznym, ciało ukochanej. Opłakując jej pamięcć postanawia odnaleźć więzionego męża. O ironio, udaje mu się to tym razem bez większych problemów. Przywozi Jeffreya do domu swojej matki, gdzie mężczyzna przechodzi rekonwalescencję. Sam zaczyna czytać pisane w niewoli dzienniki. Spotkanie w cztery oczy tych dwóch mężczyzn jest bardzo traumatyczne i burzliwe. Przemienia się w swoistą wojnę. Wojnę o dziecko i ciało pochowanej we Lwowie ukochanej żony i przyjaciółki. Jest jeszcze Alek - syn Jeffreya, owoc chwilowej miłości do zamordowanej w więzieniu politycznej działaczki. Dwóch mężczyzn kochających tą samą kobietę miota się w bezsilnych, absurdalnych decyzjach....
Równolegle w książce toczy się wątek dwóch miłości. Miłości dojrzałej, która do końca nie potrafi zaakceptować wieku i upływu czasu oraz kiełkującej miłości młodej służącej Alonki do kalekiego Jeffreya. Miłość na tle tragicznych przeżyć Andrew Sanickiego.
Książki Marii Nurowskiej są niezwykle ekspresyjne, z bardzo zaskakującymi zwrotami akcji. Wielkiem plusem tej literatury jest zawsze osadzenie wątku w konkretnej sytuacji politycznej w konkretnym kraju. Tu czytelnik poznaje i może zrozumieć sytuację na Ukrainie z tamtych lat, z całą polityczną walką i obecnymi na scenie bohaterami. Właśnie dlatego tak lubię twórczość Marii Nurowskiej. Jest mądra, przejmująca i pozostaje na dłużej w psychice czytelnika.

"Dwie miłości" Maria Nurowska
Wydawnictwo W.A.B.
Warszawa 2012
s 221.



niedziela, 30 listopada 2014

Imię twoje...

Z twórczością Marii Nurowskiej zetknęłam się jakiś czas temu. Uwielbiam te pelne faktów, osadzone w bardzo realistycznych wątkach opowieści.
Tym razem wróciłam do czytanej bardzo dawno ukraińskiej trylogii. "Imię twoje..." to pierwszy tom z serii.
Amerykanka Elizabeth Connery jest historykiem sztuki. Pewnego dnia ginie w tajemniczych okolicznościach jej mąż Jeffrey. Ten bardzo zaangażowany w pracę pracownik naukowy Uniwersytetu Nowy Jork wyjechał do Europy Wschodniej i wszelki słuch po nim zaginął. Elizabeth, obdarzona niecodzienną intuicją, wsłuchująca się w sny i znaki pozostawione przez męża.
Elizabeth nie znajduje męża, ale odkrywa jego pewne tajemnice, poznaje osoby, z którymi się kontaktował i ryzykując uwięzieniem bądź nawet utratą życia przywozi do Ameryki małego chłopca. Alek - biedny, nieszczęsliwy chłopiec zostaje jej adoptowanym synem. W bohaterce, która dotąd wzdrygała się na samą myśl posiadania potomstwa, powoli rozpalaja się macierzyńskie uczucia.
Oprócz Aleka w życiu kobiety pojawia się mężczyzna. Andrew - poznany przypadkowo w samolocie i ratujący ją z licznych opresji w uciemiężonej przez Rosję Ukrainie,  zaczyna coś znaczyć w życiu ambitnej pani historyk. Czy Elizabeth rozwiąże zagadki tajemniczego zniknięcia mężą? Czy odnajdzie spokój w życiu? Czy pokocha małego Aleka? Tego nie dowiemy się z pierwszej części trylogii. Ale za to właśnie lubię takie serie....
Twórczość Marii Nurowskiej charakteryzuje sie tym, że ma odniesienie do rzeczywistości kraju, w którym rozgrywa się akcja powieści. Tu mamy do czynienia z reżimem Kuczmy na Ukrainie, pomarańczową rewolucją, walką Julii Tymoszenko, desperackimi próbami odzyskania wolności w skorumpowanym i chaotycznym kraju. Między wątkami autorka realistycznie wplata elementy życia zwykłych, uczciwych i pragnących normalności mieszkańców kraju. Czytając powieść ma się wrażenie, że to jest i było naprawdę a przy okazji można zrozumieć mechanizmy polityczne w tym kraju. 
Dodatkowo Nurowska porusza wątek sztuki. Bohaterka wszędzie, gdziekolwiek się znajdzie, podziwa piękne budowle, zabytki czy pomniki. Lwów, miasto położone na siedmiu wzgórzach, porównywany do Rzymu, zachwyca poprzez opisy swym pięknem. I kuchnią - opisy potraw wywołują bowiem chęć na spróbowanie.
Pierwszą część trylogii czyta się z zapartym tchem. Wciagająca i bardzo intrygująca książka. Polecam.

"Imię twoje..." Maria Nurowska
Wydawnictwo WAB
Warszawa 2010
s. 259

niedziela, 23 listopada 2014

Ty jesteś  moje imię

Jakoś tak ostatnio czytelniczo obracam się w tematach wojennych. Przypadek. Już od wakacji marzyłam, by przeczytać książkę Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak, od dnia, gdy w audycji "Lato z Radiem" miałam przyjemność wysłuchać jej fragmentów czytanych cudownie przez Magdalenę Różczkę. Niesamowite to było przeżycie, a książkę, już osobiście, "czytałam" właśnie głosem autorki.
Opowieść o trudnej miłości Barbary i Krzysztofa Baczyńskich. Trudnej, bo umiejscowionej w czasie wojny, przygotowań do powstania warszawskiego, dodatkowo zasnutej chmurami nienawiści matki do synowej. To opowieść o metamorfozie poety nieszczęśliwych czasów: "na oczach Basi poeta-żołnierz zmieniał się w żołnierza-poetę" (s. 291). Nie była to łatwa dla obydwojga przemiana. Wątły i chorowity Krzysztof nie był stworzony do działań wojennych, Basia zakochana w mężu-poecie nie do końca godziła się z jego decyzją, choć ją rozumiała. Jaki to musiał być silny patriotyzm młodych ludzi, gdy na szali kładli swoją miłość, szczęście i nienarodzone dzieci? Jakie bohaterstwo, by narażając się na śmierć każdego dnia podejmowali się ryzykownych zachowań - ukrywania ludzi żydowskiego pochodzenia, uczestnictwo w tajnym nauczaniu, przenoszenie makulatury itp. itd. 
Piękna opowieść o trudnych wyborach, o miłości i chęci przeżywania normalnego życia ponad wszystko. Książka napisana pięknym nostalgicznym językiem, ukazująca trudny czas w sposób bardzo subtelny. Oprócz jednej sceny, gdy Basia trafia na miejsce masowej egzekucji i długo nie potarfi usunąć sprzed oczu widoku powieszonych ludzi, nie zawiera drastycznych opisów wojny. Jednak poprzez swoją delikatność jest bardzo przejmująca. Piękna miłość młodych ludzi bardzo boli na tle hitlerowskiego okrucieństwa.
Po tej lekturze inaczej będę czytać  i przeżywać wiersze poety. Baczyński już nigdy nie będzie taki szorstki i wyłącznie wojenny. Choć inaczej spojrzę też na jego "Elegię o chłopcu polskim" - na zawsze pozostanie swoistą autobiografią poety czasu wojennego.

"Ty jesteś moje imię" Katarzyna Zyskowska - Ignaciak
Wydawnictwo Filia
Poznań 2014
s. 423

niedziela, 16 listopada 2014

List z powstania

Po książkę sięgnęłam po lekturze "Cienia gejszy", kiedy to zauroczyła mnie Anna Klejzerowicz, jako twórczyni nietuzinkowych kryminałów. Przyznam szczerze, pomyślałam, że to zupełnie inna tematyka. Wszak powstanie warszawskie to na dzień dzisiejszy wspomnienia o ludziach tam poległych, temat z odrobiną refleksji i kontrowersji zarazem. Miła niespodzianka czekała na mnie podczas lektury - ten sam fantastyczny styl, cudowny kryminał z historią w tle.
Julia jest lekarką, która całe życie walczy z cieniami przeszłości, poszukując zaginionej w czasie powstania siostry Hanki. Kobieta zaraża tą specyficzną "pasją" swoją córkę. Marianna po tragicznej śmierci matki, kontynuuje jej dzieło. Całe życie obok kobiet wydarzają się różne dziwne zbiegi okoliczności: ktoś się pojawia i tragicznie  znika, ujawnia się Rob - Anglik mający jakies wieści z powstania, kręcą się obcy i bliscy, zdarzają się włamania, próby zastraszenia, tajemnicze telefony. Nic do siebie nie pasuje, jednak atmosfera robi się coraz mroczniejsza.
Prawie 30-letnia Marianna pracuje jako tłumaczka z języka angielskiego, jest samotna i oporna na mężczyzn starających sie o jej względy. Do czasu. Do Polski przyjeżdża bowiem syn długoletniego "przyjaciela" rodziny, Roba. Marianna obiecuje się nim zaopiekować, pokazać Polskę i pełnić rolę tłumaczki a jednocześnie nauczycielki języka polskiego.  Między Maxem a Marianną iskrzy i wkrótce znajomość przekształca się w uczucie. Stary ojciec jest zachwycony i zaprasza młodych do siebie. Niestety na krótko przed przylotem umiera, zostawiajac list, który zmieni całe życie młodych.
Książka z serii tych, których się nie odkłada nawet na moment i tych, które się chce mieć na zawsze. Styl Anny Klejzerowicz jest pełen niespodzianek i rozwiązań zaskakujących na każdym kroku. Do końca nie wiadomo co, kto i dlaczego? A kiedy już niby wiadomo, jakie będzie zakończenie, nagle akcja zmienia się diametrialnie.
Jedynym, według mnie, elementem nie pasującym w powieści jest styl listu napisanego przez starego Anglika, za bardzo "prosto z mostu", brutalny do bólu. Kręciłam głową z niedowierzeniem czytając te kilka stron wywodów Roba. 
Polecam kolejną książkę Anny Klejzerowicz, którą czyta się na jednym wydechu i żałuje, że tak szybko się skończyła. 

"List z powstania" Anna Klejzerowicz
Wydawnictwo Filia
Poznań 2014
s. 328

sobota, 15 listopada 2014

Niewierna

Długo ociągałam się z przeczytaniem tej książki, trochę już dośc mam opowieści o trudnych miłościach kobiet do mężczyzn wyznających islam. W końcu jednak otworzyłam karty powieści i wsiąkłam na dobre.
24-letnia Sara samotnie wychowuje swojego syna Ivana. MImo młodego wieku ma już za sobą trudne życiowe doświadczenia. Mieszka z ojcem i jest raczej nieufna w stosunku do nowych związków.
Sara jest nauczycielką w szkole językowej, uczy cudzoziemców języka hiszpańskiego. Jej wolny czas ogranicza się do kontaktów z synem, nie ma życia towarzyskiego. Dlatego, kiedy jej uczeń, przystojny, wykształcony i czarujący muzułmanin Nahib, proponuje spotkanie, nieufnośc Sary zaczyna pękać. Młoda kobieta tęskni do prawdziwego mężczyzny u swojego boku.
Związek z Nahibem okazuje się sielanką, młodzi miło spędzają czas a nasza bohaterka jest coraz bardziej oczarowana partnerem. Porusza się jednak po świecie jak w różowych okularach a ostrzeżenia przyjaciółki oraz ojca przed tym związkim traktuje jak atak na swoją osobę i niezrozumienie Nahiba. Niestety, jak to w bajkach zwykle bywa, nad romantyczną miłość nadciągają czarne chmury. Sara zaczyna się robić zbyt ciekawska, przypadkowo odkrywając dziwne poczynania swojego męzczyzny. Kiedy próbuje o tym z nim rozmawiać Nahib wpada w złość odkrywając swoje prawdziwe oblicze. Porywa i więzi Sarę i jej syna, "szkoląc" oboje na posłusznych islamowi. Jego celem jest przygotowanie ukochanej do roli żywej bomby w imię miłości Allaha. 
Książka przejmująca do bólu, ukazuje zderzenie dwóch światów: nowoczesnych zdobyczy cywilizowanego Zachodu i muzułmańskiej kultury. Ukazuje nienawiść, jaką czują muzułmanie do Amerykanów, nienawiśc tak wielką, że nie ma w niej miejsca na żadne ludzkie uczucia.
Powieść prowadzi nas przez zawiłe ścieżki jakże odmiennej kultury, wzbogacona jest cytatami z Koranu tłumaczącymi zachowania islamistów - nie jest jednak w stanie pozwolić zrozumieć po co i dlaczego? Kolejne poczynania Nahiba i jego towarzyszy śledzi się z niedowierzaniem.
"Niewierna" kończy się uwolnieniem Sary, jednak nie do końca jest to szczęsliwe zakończenie. Powiedziałabym, że jest raczej zaskakujące, bardzo zaskakujące. Winni zostaną ukarani, ale za jaką cenę, tego już nie zdradzę.
Lektura wciągająca i jedna z tych, które na długo pozostajaą w pamięci. Jednak mimo obszerności pozostawia niedosyt zrozumienia. Polecam.

"Niewierna" Reyes Monforte
Wydawnictwo WAM
Kraków 2013
s. 566

czwartek, 13 listopada 2014

Diagnoza

Trzydziestotrzyletnia Gwen choruje na ciężką chorobę genetyczną - Zespół Turnera. To przypadłość, która powoduje zahamowanie rozwoju fizycznego na poziomie dziecka. Książka opowiada losy rodziny McKotch, która choruje razem z bohaterką, choruje do tego stopnia, że nie potrafi poradzić sobie ze zwykłymi problemami, jakich pełno w każdej rodzinie. 
Bracia Gwen - Scott i Billy - roczarowują rodziców. Jeden ostatecznie, po burzliwym małeństwie, rozwodzi się z żoną. Drugi okazuje się homoseksualistą, co przez wiele lat umiejętnie ukrywa przed najbliższymi. Matka rozczarowana wszystkimi - dziećmi i mężem - śledzi i kontroluje życie swojej jedynej córki, nie pozwalając jej na szczęśliwe życie. 
Najmadrzejszą osoba okazuje się właśnie Gwen, która cierpiąc okrutnie, odseparowuje się od reszty rodziny, rzucając pracę antropologa i uciekając na rajską wyspę Saint Raphael. Tu znajduje swoje prawdziwe szczęście, o które walczy jak prawdziwa lwica.
Jest jednak coś co połączy tą pokruszoną rodzinę. Dom Kapitana, dom wspomnień z dzieciństwa, który udaje sie wynająć matce na wakacje. Podstępem zwabiona rodzina tam właśnie odkrywa swoje prawdziwe oblicze i próbuje sie dogadać. Niestety tylko Gwen opiera się zamiarowi matki i ucieka...Dokąd? Jak wielki czuje żal w sercu i dlaczego nie potrafi wybaczyć matce? Tego już poszukajcie w książce.
Książka - dla mnie - trochę "nierównomiernie interesująca". Po pierwszej części, dość wciągającej, nastąpiły opisy perypetii życiowych bohaterów, co w pewnym momencie powoduje znudzenie. Coś jednak podpowiada, by zostać z tą lekturą. I słusznie. Końcowa część to znów ekscytujące fragmenty, które czyta się jednym tchem. 
Trudno zrozumieć zachowania najbliższych sobie osób, bohaterów powieści. Co powoduje, że syn wstydzi się rodzicom powiedziec o swojej orientacji? Dlaczego chora Gwen nie zwierza się matce, tylko katuje ją swoją skrytością? Dlaczego Frank - głowa rodziny - ucieka w kolejne romanse, psując wspomnienia i małżeństwo? Jak matka może "zabraniać" córce szczęścia i prawa do uczucia? Trudno powiedzieć, gdy nie przeżywa się takiej tragedii jak ułomność własnego dziecka. Jedno jest pewne - na kartach tej książki zwycięża miłość. Po raz kolejny to piękne uczucie pokazuje, że warto żyć a życie z marzeniami i celami jest piękne.
Przejmująca, pełna wzruszeń książka. I bardzo pobudza do refleksji. Polecam.

"Diagnoza" Jenifer Haigh.
Świat Książki
Warszawa 2010
s. 431.

poniedziałek, 3 listopada 2014

Życie towarzyskie elit PRL

Na tę książkę czekałam z niecierpliwością i nadzieją na ciekawą opowieść o czasach przecież niezwykle mi bliskich. Pamiętając poprzednią książkę Sławomira Kopra "Sławne pary PRL" zachłannie rzuciłam się na lekturę. Tyle, że tu nastąpiło rozczarowanie...
Sławomir Koper przedstawia w ośmiu rozdziałach życie towarzyskie znanych gwiazd rozrywki, artystów, sportowców, polityków i dziennikarzy. Na kartach książki gości Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak, Agnieszka Osiecka, Andrzej Łapicki i Zbigniew Cybulski, Zbigniew Boniek i Kazimierz Deyna. Znane warszawskie lokale i stoliki literackie, kabarety, nietuzinkowe rozrywki a wszystko to zakrapiane suto alkoholem, wulgaryzmami, w oparach dymu i atmosferze zabaw do rana.
Książka, która w pewnym momencie mnie zmęczyła. Chyba nie tak wyobrażałam sobie życie towarzyskie elit PRLu. W połowie lektury nastąpił przesyt rozbuchanymi i pełnymi skandali rozrywkami.. 
Ożywiłam się na moment podczas czytania przedostatniego rozdziału. Artyści STSu spędzający wspólnie czas na Mazurach, opowieść o Agnieszcze Osieckiej, wypowiedzi Krystyny Sienkiewicz itp. Powiało odrobiną kultury przez duże K.
Mam świadomośc, że książka realnie oddaje charakter tamtych czasów, tak się bawiła elita naszego kraju, jednak chyba oczekiwałam na subtelniejsze i zdecydowanie bardziej ciekawsze relacje. Prawdopodobnie rozczarował mnie fakt, iż wiele osób, które ceniłam i uważałam za ludzi kulturalnych odkryło poprzez relacje autora swoje prawdziwe, nie do końca nieskazitelne oblicze. Chociaż, jak czytam na obwolucie publikacji, przecież o to chodziło Sławomirowi Koprowi, który "w swoich książkach ukazuje przeszłość widzianą od strony codziennego życia, co dotychczas w polskiej literaturze fachowej skrzętnie pomijano." Może i o to, nie dla mnie jednak ta książka.

"Życie towarzyskie elit PRL" Sławomir Koper
Wydawnictwo Czerwone i Czarne
Warszawa 2014
s. 326

niedziela, 2 listopada 2014

Cień gejszy

Dawno nie czytałam takiego dobrego kryminału. Chociaż zastanawiam się czy to faktycznie książka z gatunku kryminalnych. Kryminał kojarzy mi się wyłącznie ze zbrodnią i śledztwem...
Książka Anny Klejzerowicz łączy w sobie wątek kryminalny, wątek historyczny, romantyczną miłość oraz wątek kulturalny. Emil Żądło jest dziennikarzem, jego żona Marta historykiem sztuki. Pewnego dnia okazuje się, że ktoś podszywa sie pod naszego bohatera wypisując na forach internetowych komentarze dotyczące japońskich drzeworytów. Nasza para rozpoczyna prywatne śledztwo. W krótce staje się właścicielami 5 tajemniczych drzeworytów, któe, jak magnes przyciągają swoją tajemniczością. Niestety, śledztwo wydaje się dość skomplikowane, co rusz coś staje na przeszkodzie, nikt nie potrafi rozwiązać tajemnicy japońskich dzieł sztuki.
Splot tajemniczych zdarzeń, ginący ludzie interesujący się tematem, próba morderstwa Marty, nieudana kradzież wszystko to przeplatane ciekawostkami ze świata japońskiej sztuki i kultury powoduje, że mamy do czynienia  z lekturą z serii tych, od których nie można się oderwać. 

W lekturze w mistrzowski sposób autorka przeplata przeszłość i teraźniejszość, jakże odmienne kultury współczesnej Polski i dalekiego Wschodu. Do tego historyczny wątek miłosny - piękne uczucie łączące japońską gejszę i oficera niemieckiej Kriegsmarine (marynarki wojennej).
Lektura z gatunku tych, które na długo pozostają  w pamięci a na dodatek potrafią zainspirować. Anna Klejzerowicz zaraża w niej swoją miłością do japońskiego drzeworytu ukiyo-e.

"Cień gejszy" Anna Klejzerowicz
Wydawnictwo REPLIKA
Zakrzewo 2011
s. 252

niedziela, 28 września 2014

Miłość jest jak toskański deser

Kolejna książka z serii kulinarno-literackich. Margherita po ucieczce od despotycznego męża powraca w rodzinne strony. Tu w małym toskańskim miasteczku Roccafitta jej nieżyjąca matka prowadziła małą restaurację. Tu również mieszka ukochany ojciec, czeka na nią przyjaciel z dzieciństwa, który ciągle ma nadzieję na coś więcej niz przyjaźń. Tu Margherita odnajduje spokój i oddaje się swojej ulubionej rozrywce - gotowaniu. Z mistrzowską precyzją potrafi dobrać menu do charakteru biesiady i sytuacji. Przecież uczyła ją trudnej sztuki kulinarnej ukochana mama...
Jednak na drodze naszej bohaterki staje zimna i wyrachowana para - Mister Mrożonka i Miss Cytrynowe Lody. Czy Margherita stopi zamarznięte dusze pary biznesmenów? Czy zrealizuje marzenie swojego życia? 
Książka z serii wakacyjnych lektur. Czyta się ją lekko i przyjemnie, niczym nie zaskakuje. Doskonała również na jesienne melancholijne wieczory. Pozwala nie tracić nadziei, że można zmienić życie biorąc los w swoje ręce.
Jak wiele innych podobnych lektur zawiera przepisy wspomniane w tekście. Przepisy, które warto wypróbować zamykając w jesiennej kuchni smaki toskańskiego lata.

"Miłośc jest jak toskański deser" Elisabetta Flumeri, Gabriela Giacometti
Wydawnictwo AMBER
Warszawa 2014
s. 284 + wkładka z przepisami

sobota, 27 września 2014

Macierzynki

"Macierzynki" Joanny Sykat przeczytałam dzięki akcji bookcrosingowej zainicjowanej przez samą autorkę. 
Czekałam na tę pozycję z niecierpliwością, gdyż nieliczne komentarze sugerowały niezwykłe przeżycie. I taka też jest ta książeczka (jakoś tak grubiańsko brzmi określenie książka w tym przypadku). Niezwykła. Małych rozmiarów, niepozorna, jednak niosąca ogromny ładunek wzruszeń i życiowej mądrości. Jednocześnie prawdziwa artystyczna perełka. Artystyczna, gdyż oprócz literackiego tekstu zawiera piękne reprodukcje malarstwa Williama Bouguereau, Obrazy związane tematycznie z macierzyństwem potęgują emocje wywołane lekturą. 
Jest to zbiór refleksji matki przeżywającej macierzyństwo, z całym bagażem niepokojów, wyrzutów sumienia i trudów związanych z posiadaniem małego dziecka. Z jednej strony marzenie o przespanej nocy, brak czasu dla siebie, puste półki z kosmetykami w łazience, "źle dobrane dżinsy", bo przecież "macierzyństwo zjada czas i chęci do dbania o siebie. Kobieta staje się tylko matką" (s. 68). Z drugiej doświadczenie niewyobrażalnego Boskiego cudu "nazwać istnienie dziecka dziełem wyłacznie człowieka, to jak popełnić świętokradztwo, wybuchnąć śmiechem nad ludzką arogancją" (s. 45), rekompensata za wszystkie niedogodności macierzyństwa "Czuję się, jak gigantyczna bateria podłączona do pięciopalczastej ładowarki. Leon sączy mi otuchę i siłę na kolejne minuty, godziny. I przekonanie, że to, co trzymam w dłoniach to szczęście." (s. 33). 
Książeczka z serii takich, które chciałoby się mieć na zawsze, wracać do niej często. Chyba każda czytelniczka znajdzie w niej siebie i swoje macierzyńskie rozterki, każda z nas ma przecież takie swoje macierzynki.
Polecam lekturę. To również piękny prezent dla każdej przyszłej lub młodej mamy.
Książka do nabycia wyłacznie w wydawnictwie http://www.miniatura.info.pl/ 

Dziękuję pani Joannie za możliwość przeczytania książki.

"Macierzynki" Joanna Sykat
Wydawnictwo MINIATURA
Kraków 2014
s. 87

środa, 3 września 2014

Szczęście all inclusive


Beata zwana Bereniką tkwiąca w toksycznym związku z Kacprem, sprawiający rodzicom mnóstwo kłopotów wychowawczych Franek, Jakub zakochany w swojej despotycznej szefowej - Oliwii, pełna energii Agnieszka i przystojny Grek Kostas. Wszyscy spotykają się na malowniczej greckiej wyspie, by spędzić wakacje na lenistwie lub ciężkiej pracy w ekskluzywnym hotelu.
Trudno stwierdzić, czy to magiczne otoczenie wyspy czy błogie nicnierobienie, fakt, że bohaterowie przewartościowują swoje życie. Postanawiają je zmienić, niejednokrotnie stawiając na jedną kartę całe swoje dotychczasowe życie, pełne sukcesów okupionych wyrzeczeniami.
Pewnie z racji wykonywanego zawodu najbardziej zaintrygował mnie wątek o Franku, chłopcu, który swoim agresywnym zachowaniem próbował zwrócić na siebie uwagę rodziców i zyskać ich ciepło i zainteresowanie. Dopiero spotkana przypadkowo w hotelowym pokoju starsza pani uświadamie mamie chłopca, w czym leży problem. Mądry wątek, niestety bardzo nierealny w prawdziwym życiu - kto jest w stanie dziś zrezygnować z pracy dobrowolnie, by zająć się niegrzecznym dzieckiem? Zwraca jednak uwagę na to, że żadne materialne przedmioty nie zastąpią dziecku prawdziwej miłości i zainteresowania a zachowanie Franka to krzyk rozpaczy wielu dzieciaków w podobnej sytuacji.: "Naprawdę, chciałem być grzeczny, ale to nie ma sensu" (s.202). 
Książka bardzo ciepła, wręcz wakacyjna, czyta się ją lekko i przyjemnie. Jednak przemyca między wierszami wiele mądrych życiowych prawd. Czy Beata dostrzeże wreszcie w swoim Kacprze Piotrusia Pana? Jakie kroki podejmie zakochana w Kostasie Agnieszka? Czy narzeczeństwo Jakuba i Oliwii przetrwa?  Jak Franek zareaguje na obietnice swojej mamy? Wiele pytań, wiele ludzkich istnień na pięknej greckiej wyspie....
Czasem warto wyruszyć w daleką podróż, by zrozumieć pewne sprawy i odnaleźć swoje szczęście. Szczęście all inclusive.

Szczęście all inclusive" Krystyna Mirek
Wydawnictwo Filia
Poznań 2014
s. 368


środa, 27 sierpnia 2014

Droga do marzeń

Któż z nas nie ma marzeń? Marzenia powodują przecież, ze życie nabiera kolorów, że staje się znośniejsze a jeśli jeszcze marzy się w duecie...
"Droga do marzeń" Krystyny Mirek to właśnie książka  o marzeniach we dwoje ale czy tylko?
Konstancja i Rafał spotykają się na początku drogi, która prowadzi na dno, na dworcu kolejowym, gdzie dwójkę młodych bezdomnych zagnał przekorny los. Konstancja z dnia na dzień zostaje bez środków do życia i dachu nad głową. Firma ojca bankrutuje, rozpieszczona jedynaczka zostaje w jednych spodniach na ulicy. Z przerażeniem stwierdza, że dla dotychczasowych przyjaciół staje się przeźroczysta a matka nie odbiera telefonu. Rafał, kucharz z zawodu, wyjechał do stolicy w poszukiwaniu lepszego chleba. Niestety, rzeczywistość weryfikuje jego marzenia, nie chce wracać do rodzinnej wsi ze wstydu przed sąsiadami. Konstancja ostatnie pieniądze uzyskane ze sprzedaży drogiej biżuterii inwestuje w lokal próbując przekonać Rafała do otwarcia wspólnej restauracji. Chłopak początkowo neguje pomysły dziewczyny, sprowadzając ją brutalnie na ziemię...
Książka nie opowiada wyłącznie o losach dwójki wspomnianych bohaterów. Przy okazji życiowej klęski ojca Konstancji, dziewczyna odkrywa mroczne tajemnice swojej rodziny. Równolegle prowadzony jest również wątek rodziny Janoszów. Małżeństwo Anny i Pawła przeżywa kryzys, który boleśnie odczuwa ich trójka dorastających dzieciaków. W tej pogubionej rodzinie również mamy do czynienia z marzeniami.
Czy Rafał zgodzi się na tak karkołomny wyczyn, jakim jest otwarcie w stolicy restauracji bez większej gotówki? Czy bohaterowie powieści zrozumieją, jakie wartości są w życiu najważniejsze? Czy można się podnieść po wyjściu z więzienia i utracie wszystkich ciężko zdobytych dóbr? I jaki związek ma z Konstancją pełne tęsknot życie rodziny Janoszów? 
Niesamowicie ciepła opowieść, którą czyta się na jednym wydechu. Bardzo mało realna jest opisana przez autorkę droga do marzeń dwójki głównych bohaterów, takie historie rzadko zdarzają się w życiu. Jednak z kart książki bije niesamowity optymizm i wiara w ludzi. A przede wszystkim przekonanie, że marzenia się spełniają, trzeba w nie tylko bardzo wierzyć i nie stać przyglądając się życiu bezczynnie. Marzenia okupione ciężką pracą i zaangażowaniem sprawiają, że nie ma rzeczy niemożliwych a trudności łatwiej się przezwycięża. Bo szczęście " nie jest ono kwestią przypadku. Szczęście sprzyja przygotowanym. Musisz sama stworzyć mu warunki do rozwoju" (s. 302)
"Droga do marzeń" to taka książka, która sprawia, że patrzymy na życie przez różowe okulary. 


"Droga do marzeń" Krystyna Mirek
Wydawnictwo Feeria
Łódź 2013
s. 302

piątek, 22 sierpnia 2014

Lawendowy pokój

Książka, o której głośno ostatnio w Internecie. Zachęcona niezliczonymi cytatami i recenzjami sięgnęłam po nią i ja. 
Jean Perdu jest księgarzem posiadającym własną księgarnię, ale nie taką zwykłą, tradycyjną. Jego Apteka Literacka, czyli księgarnia na barce cumującej na wodzie, to miejsce niezwykłe. Pełne książek, które leczą, pocieszają, wprowadzają w odpowiedni do sytuacji nastrój. Jakim cudem książki mogą leczyć? Dzięki ich właścicielowi. Jean potrafi rozpoznać aktualne samopoczucie klienta i dobrać mu odpowiednie lekarstwo - książkę z "biblioteki uczuć". Niejednokrotnie naraża się na irytację kupującego, gdy odmawia sprzedania konkretnej pozycji, bo ta nie jest odpowiednia dla danej osoby. Nie zraża go to, uszczęśliwia ludzi aplikując im lecznicze dawki literatury. "Perdu używał w tym celu słuchu, wzroku i instynktu. Potrafił podczas jednej rozmowy dosłyszeć, co dolega danej duszy. Odczytać do pewnego stopnia z każdego ciała, jego postawy, jego ruchów i gestów, co nim kieruje i co je przygniata. No i miał wreszcie to co jego ojciec nazywał "widzeniem słuchem" (s. 34). Jednak mimo, że jest literackim lekarzem ludzkich dusz nie potrafi uleczyć siebie.
Pewnego dnia otwiera adresowany do niego list. List od ukochanej kobiety, która odeszła dawno temu bez słowa. Rozpamiętując utraconą miłość próbuje odnaleźć równowagę i spokój wewnętrzny. Wybiera się  w podróż w poszukiwaniu odpowiedzi na liczne pytania, szuka również autorki pewnej książki. Ta podróż to ucieczka barką, bez pieniędzy, z przypadkowo poznanymi ludźmi. Ucieczka również od Catherine - nowej miłości, przed którą tak bardzo Perdu się wzbrania. W kolejnych przystaniach, które odwiedza przeżywa drobne przygody, poznaje nowych ludzi, rozmyśla i marzy. O miłości, tęsknocie, chęci posiadania własnej rodziny. Wreszcie w Bonnieux odnajduje spokój, odwiedzając dom zmarłej przed laty ukochanej, żegna się z nią i wreszcie może rozpocząć nowe życie. Po latach rozterek i niepewności jest miejsce na miłość i realizację marzeń - powoli powstaje "Wielka Encyklopedia Niewielkich Uczuć".
"Lawendowy pokój" Niny George to opowieść o miłości, opowieść napisana pięknym językiem, pełna mądrych cytatów i filozoficznych rozmyślań. Ale dla mnie to równocześnie apoteoza książki. "Chciał by poczuła nieskończoność, jaką oferują książki. Ich nigdy nie zabraknie. I nigdy nie przestaną kochać swojego czytelnika lub czytelniczki. Wobec wszelkiego, co nieobliczalne, są jedynym elementem, na którym można polegać. Wobec życia. Wobec miłości. Także po śmierci" (s. 430). Książki, miłość do nich obecne są na kolejnych kartach tej pięknej powieści. Bo "czytanie - niekończąca się podróż. Długa, ba, wieczna podróż, w trakcie której stajemy się łagodniejsi, czulsi i bardziej ludzcy" (s. 132). A  tytułowy lawendowy pokój? No cóż...istnieje, ale o tym przekonajcie się sami. Zachęcam. Warto.

"Lawendowy pokój" Nina George
Wydawnictwo Otwarte
Poznań 2014
s. 339

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Swoją drogą, czyli opowieść o trzech podróżach po inne życie

"Zabiorę cię w dowolne miejsce na świecie - powiedziałem każdemu. Dokąd tylko zechcesz. Przeżyjesz to, o czym od zawsze marzyłeś, zobaczysz miejsca, które zawsze chciałeś zobaczyć. Sprawdzisz się w tym, na co nigdy nie miałeś odwagi. Przekonasz może, na co cię stać. To ty decydujesz  kiedy, dokąd i po co. Ale zdecydować musisz w tym momencie. Decyduj". (s. 27). Tak zaczyna swoją opowieść Tomek Michniewicz, podróżnik, dziennikarz, fotograf, autor reporterskich bestsellerów. 
Przyjaciel, żona, ojciec - najbliższe dla autora  osoby, którym pomógł spełnić marzenia. Wyruszamy więc z bohaterami w pełną przygód podróż do Kamerunu, Arabii Saudyjskiej oraz Nowego Orleanu. Trzy egzotyczne miejsca widziane oczyma zwykłych szarych ludzi. Jak trudno czasami zrozumieć zwyczaje i tradycje tak inne od europejskich. 
W Kamerunie, wraz z Marcinem poznajemy opisy dzikiej przyrody i odmiennych od naszych obyczajów. Kraj ludzi cieszących się dniem i nie myślących o przyszłości, nie związanych z żadnymi materialnymi dobrami.  "Zresztą po co myśleć o przyszłości, jeśli mogę jej nie doczekać? Zbyt wielu już zginęło od ciosów maczetą, od chorób i czarów, zbyt wielu zabili biali. Jutro po prostu może nigdy nie nadejść" (s. 94). Czary, magia i zabobony rządzą światem żyjących w tym kraju środowisk plemiennych. Jednocześnie coś przyciąga do tej egzotyki i dzikości. Marcin zmienił swoje życie po tej podróży i poszedł "swoją drogą". Złożył wypowiedzenie i zrezygnował z czystej pracy księgowego w korporacji, by osiąść w Somalii i poświęcić się pracy w organizacji pozarządowej. "Mieszka w mieście Garoowe, na granicy południowej prowincji, uznawanej za państwo upadłe i rządzonej przez uzbrojonych bandytów..." (s. 166). Czy Marcin odnajdzie szczęście w dalekiej Somalii?
Marianna to najbliższa autorowi książki osoba. Na co dzień żona podróżnika nie mogąca się pogodzić z pasją męża, pasją okupioną łzami, strachem i wyczekiwaniem. Wybiera się wraz z nim w podróż do Arabii Saudyjskiej. Jakże inaczej postrzega na początku tę podróż - to ma być przyjemność, urlop, wypoczynek w luksusowym hotelu. Jakże szybko te wyobrażenia zostaną zweryfikowane. Przecież Arabia Saudyjska to "kraj kobiet w czarnych bezkształtnych zasłonach, ropy naftowej i legionów Al-Kaidy trenujących w obozach na pustyni" (s. 173). Marianna przywdziewa abaję i hadżib... Ten rozdział to bardzo sugestywny opis egzystencji kobiet w kraju bogatych szejków.  Próba przekonania czytelnika, że Arabki są bardzo szczęśliwe w swojej tradycji, o którą same walczyły. "Abaja to osłona dająca iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa. Saudyjskie kobiety czują, że muszą się nieustannie chronić przed napastowaniem, przed stadami wygłodniałych wilków (...) Telewizja i ideologia wmawiają nam, że to przymus, że kobiety noszą abaje, bo muszą, bo wymagają tego od nich mężczyźni, duchowni, imamowie. Nie. Noszą, bo chcą" (s. 199). Czy po tej podróży Marianna doceni życie kobiet w europejskim kraju? Czy zrozumie pasję i potrzeby męża, potrzeby, którymi rządzi adrenalina? A może Tomek wreszcie dorośnie?
Rozdział trzeci przenosi nas w jedyne miejsce, które zostało wybrane przez autora a nie współtowarzysza podróży. Syn spełnia marzenie ojca o kraju jazzu i bluesa i zabiera go na wycieczkę do Nowego Orleanu. To nie tylko spełnienie marzenia ojca, zafascynowanego od lat muzyką ale również syna, który marzy o "dogadaniu się". Są więc wspomnienia, długie rozmowy i próby obopólnego zrozumienia. Na każdym kroku Tomek Michniewicz chce uszczęśliwiać swojego ojca. Niestety jego działania przyjmują skutek odwrotny. Wypowiedziane przez ojca słowa brzmią okrutnie: "Przykro mi, ale to nie jest dla mnie podróż marzeń. Podróż marzeń to taka, gdy mogę robić to,co chcę" (s. 347). Czy ojciec z synem znajdą wreszcie wspólny język? Co to znaczy dorosnąć?
Ta książka to nie tylko opis egzotycznych podróży wzbogaconych pięknymi zdjęciami. Dla mnie to głęboko refleksyjna opowieść o poszukiwaniu zrozumienia i "własnej drogi życia". To próba konfrontacji z rzeczywistością, swoimi wyobrażeniami o życiu i miłością do drugiej osoby.


"Swoją drogą. Opowieść o trzech podróżach po inne życie" Tomek Michniewicz
Wydawnictwo Otwarte
Kraków 2014
s. 368

czwartek, 7 sierpnia 2014

Malownicze. Wymarzony czas

Nie czytałam pierwszej części przygód bohaterów Malowniczego i to chyba błąd, który muszę jak najszybciej naprawić. Powieść Magdaleny Kordel to bowiem doskonałe lekarstwo na smutki i zwątpienie, to dowód na to, że mimo zwichrowanej przeszłości każdy może na nowo ułożyć sobie życie i to całkiem szczęśliwe.
Malownicze to urocze miejsce, w którym stykają się losy kilku bohaterów. Właściwie cementuje te losy postać głównej bohaterki Madeleine, zwanej Magdą.
Madeleine jest młodą kobietą, która chyba wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi. Bohaterka stara się o stworzenie rodziny zastępczej dwóm dziewczynkom - Ani i Marcysi. Niestety jej usilne marzenia o tym fakcie co rusz zakłócają jakieś komplikacje: tajemniczy anonim do domu dziecka i kontrola pań z opieki społecznej, niespodziewana wizyta dawno niewidzianej przyjaciółki ze studiów oraz wiele innych mniej lub bardziej pogmatwanych sytuacji.
Opowieść toczy się kilkoma wątkami z kilkorgiem bohaterów. Wspomniana Magda i zakochany w niej redaktor Michał. Jej przyjaciółka Marta uciekająca wraz z córeczką Zosią i psem Nikiforem przed katującym ją mężem. Uwodziciel wszystkich kobiet dookoła, emerytowany wojskowy i fotoreporter w jednej osobie, a przede wszystkim ojciec Julki - Kacper -  i związane  z nim historie przeszłości i kobiety. Są jeszcze wątki przedstawiające problemy właścicielki herbaciarni - Krysi, ekspedientki tamtejszego sklepu - pani Kraśniakowej, nieznanej babci Zosi czy odrobinę zwariowanej staruszki - pani Anieli. Wszystkie te osoby tworzą klimat Malowniczego z całą gamą charakterów i poplamionych  życiorysów. Akcje rozgrywają się szybko, co rusz przynosząc nowe niespodzianki i zakończenia. Jednak największe zaskoczenie przyniesie końcówka lektury, ocierająca się niemal o wątek kryminalny.
Czy Magda dostanie szansę na stworzenie rodziny zastępczej dwóm pokrzywdzonym przez los dziewczynkom? Czy Marta wraz z córką znajdą wreszcie rozwiązanie swoich problemów? Czy Kacper odnajdzie spokój i wybaczenie? Na te i wiele innych pytań szukajcie odpowiedzi w tej niewielkich rozmiarów książce.
Czyta się ją bardzo swobodnie, wątki są tak prowadzone, że nie sposób się zagmatwać i można zrozumieć problemy bohaterów nie czytawszy części pierwszej książki. Choć, powtarzam, to duże niedopatrzenie. Ta książka to przede wszystkim odpowiedź na to, że można zostawić za sobą mroczną przeszłość i próbować ułożyć sobie na nowo spokojne życie. Jeśli tylko przyjdzie ten "wymarzony czas" można wszystko i wcale niekoniecznie trzeba "zatrzymywać go tylko dla siebie" (s. 345).

"Malownicze. Wymarzony czas" Magdalena Kordel
Wydawnictwo ZNAK
Kraków 2014
s. 345.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Szept cyprysów

Daphne to Amerykanka greckiego pochodzenia. Po tragicznej śmierci męża samotnie wychowuje córeczkę, łącząc obowiązki matki z prowadzeniem greckiej restauracji. Do doświadczonej przez los kobiety uśmiecha się w końcu szczęście – poznaje bogatego Amerykanina, którego żoną ma wkrótce zostać. Postanawia wziąć ślub na greckiej wyspie Erikusie, gdzie dotąd żyje jej ukochana babcia Evangelia.  
Przyjazd do miejsca dzieciństwa naszej bohaterki uruchamia splot wydarzeń, które w ostateczności przewartościowują życie Daphne. Powrót do czasów beztroskiego dzieciństwa, obcowanie z ukochanymi ludźmi, irytujące i skostniałe tradycje wyspy oraz przede wszystkim długie rozmowy z babcią powodują, że nasza bohaterka zaczyna rozmyślać nad sensem dotychczas prowadzonej egzystencji.
Daphne samotnie doszła do wielkiego sukcesu w Ameryce, jej restauracja działa na wysokim poziomie przyciągając klientów i przynosząc duże dochody. Jednak sukces biznesowy został opłacony rozluźnieniem więzi z ukochaną córką Evie, brak czasu i ciągłe odkładanie spraw dotyczących dziewczynki na później spowodował oddalenie. Dopiero tu na wyspie, zresztą z pomocą babci, Daphne wreszcie rozumie swój błąd. „A czego według ciebie potrzebuje Evie? Jest jeszcze malutka. Dziewczynki w tym wieku potrzebują wyobraźni i mamy, i niczego więcej. Ona pragnie jedynie spędzać czas z tobą. Chce móc szeptem powierzać ci swoje tajemnice. Chce żebyś opowiadała jej bajki i całowała ją na dobranoc” (s. 104). Evie jest szczęśliwa na wyspie w otoczeniu pięknej przyrody i prostych zwierząt. Kozy i kury są jej całodziennymi towarzyszami zabaw a patyki i kamienie zastępują drogie zabawki. „Dziękuję ci, mamusiu. – Evie przytuliła mamę mocniej. – Dziękuję ci, że podzieliłaś się ze mną babcią i jej wyspą, choć na chwilkę” (s. 317).
Babcia oraz ciotka zwracają Daphne uwagę na rzeczy ważniejsze niż dobra materialne, które w ostateczności rodzą pychę „Pycha bywa niebezpieczna. Wystarczy na moment się odwrócić, a najcenniejsza rzecz, jaką posiadasz, może się wymknąć z najcudowniejszej nawet pułapki” (s. 222).  Daphne w miejscu okraszonym wspomnieniami  dzieciństwa zaczyna doceniać spokój, niespieszność chwili oraz proste i szczere kontakty międzyludzkie.
„Szept cyprysów” to w pierwszym momencie złudzenie bardzo lekkiej, wakacyjnej lektury. Zapachy lata w Grecji, opisy zwyczajów panujących na tej dziewiczej wyspie, cudownie leniwie płynący czas oraz feeria smaków greckich potraw przyrządzanych przez Evangelię to wszystko składa się na książkę, z którą przyjemnie spędza się czas. Jest jednak jeszcze druga strona medalu opowieści – życiowa mądrość najstarszych bohaterek, uzmysławiająca również czytelnikowi co jest w życiu najistotniejsze.
„Szept cyprysów” to również opowieść ze szczyptą magii. Mity o greckich herosach opowiadane przez babcię, jej niezwykłe umiejętności przekazywane z pokolenia na pokolenie: umiejętność wróżenia z fusów oraz słyszenia i rozumienia szeptu drzew na wyspie to wszystko składa się na nietuzinkową opowieść o ludzkiej egzystencji, o tym, że nic nie jest tak istotne jak czas darowany drugiej osobie.
Książka zaskakuje zakończeniem. Mimo, ze w pewnym momencie czytelnik ma już świadomość, jak poukładają się losy bohaterów, koniec plącze te wyobrażenia.
Jedynym mankamentem powieści, jednak bardziej związanym ze stroną organizacyjną a nie z fabułą, jest fakt zamieszczenia w niej na końcu słowniczka z greckimi wyrażeniami. Kłopotliwe jest zaglądanie w trakcie czytania i wyszukiwanie wyrażeń. O ile prościej i wygodniej dla czytelnika byłoby zamieścić je w przypisach dolnych.

„Szept cyprysów” Yvette Manessis Corporon
Dom Wydawniczy REBIS
Poznań 2014

s. 350.

środa, 30 lipca 2014

Bliżej, dalej

Po pierwszych kilku rozdziałach chciałam cisnąć tą książką w kąt. Zaczęła mnie razić niesamowitą ilością wulgaryzmów. Linijka za linijką, aż do obrzydzenia. Jednak coś powodowało, że czytałam dalej. Mimo, że jak mi się na początku wydawało to nie moje klimaty.
Książka ukazująca skomplikowane koligacje rodzinne a wszystko za sprawą ojca, notorycznego podrywacza i wielbiciela płci pięknej.
Trzy przyrodnie siostry spotykają się na pogrzebie swojego ojca w domu jednej z nich. Trzy siostry - trzy różne kobiety - trzy charaktery, tworzą prawdziwą mieszankę wybuchową. Rita - preferująca imprezy, wulgarna i bezpardonowa, Stella - cierpiąca na bezsenność i uwielbiająca toksyczne związki a wśród nich Matylda - poukładana weganka, samotnie wychowująca córkę Ofelię, przed którą skrywa swoją nie zawsze porządną  przeszłość. Ofelia odgrywa kluczową rolę w tej książce. Kiedy odkrywa, że matka, by ją chronić ukrywała ją przed swoją skomplikowaną rodziną, kłamiąc i zatajając fakty, zaczyna się buntować. Przybrana babcia - Adalena próbuje tłumaczyć Matyldę a w końcu wykorzystuje ją wraz z przyjaciółkami - Ide i i Satriz - do odegrania tajemniczej misji.
Któregoś dnia, już po groteskowej ceremonii pogrzebowej, znika jedna z sióstr - wyjeżdżając w nieznane z podejrzanym typem Holdemem, w którym jest zakochana. Rita, związana z nią uczuciowo, zaczyna odbierać dziwne bodźce na jawie i podczas snu. Wyrusza na poszukiwania Stelli wraz ze swoim byłym kochankiem Corneliusem, zabierają ze sobą również Matyldę. Moment ten uruchamia całą lawinę dziwnych zdarzeń, przypadkowych splotów i często niebezpiecznych spotkań. W domu zostaje Ofelia, którą Adalena wraz z przyjaciółkami "przygotowują" do pomocy mamie.
Cała książka utrzymana w magicznym klimacie. Są mikstury, zaklęcia, tajemnicza tancerka Carmen, odnaleziony na strychu obraz siedzącej tyłem nagiej kobiety itp. I mimo, że fabuła miejscami zahacza o klimaty sciene-fiction, a nawet kryminalne, jest jednocześnie doskonałym studium psychologicznym poszczególnych bohaterów. Rozczarowana zewnętrznym światem kłamstw Matylda, postanawia "zostać w łóżku", by móc nie wracać do swojej egzystencji, uzmysławia sobie swoją oziębłość uczuciową, którą zatraciła w poszukiwaniu tożsamości -  "Dlaczego nie potrafię z nikim, z nikim, nawet z własną córką, którą przecież zbudowałam ze swojego ciała, poiłam własnym organizmem - zbudować prawdziwej bliskości? Jak mam być sobą, skoro jestem nikim?" (s. 134-135). Cornelius tęskni i wątpi w sens ludzkiego istnienia, zadając sobie pytanie "Czym jest los człowieka, jeśli nie głupotą wymyśloną na potrzeby naiwnych lub nadgorliwych? Po co piąć się po jakichkolwiek schodach? (...) A nawet zakładając, że w jakiejkolwiek dziedzinie zajść można tak daleko, ze w końcu dotrze się na sam szczyt, to co takiego człowieka czeka na samej górze, jeśli nie jeszcze większa samotność niż dotychczas i jeszcze bardziej przejmująca ciemność?" (s. 314). Bardzo szybko okazuje się, że te cyniczne, balansujące na krawędzi prawa postacie przykrywają maski. Pod nimi znajdują się wrażliwi, często nieszczęśliwi ludzie, pragnący w życiu uczucia i bliskości.
Koło tej książki nie można przejść obojętnie. Tajemnicze sploty wydarzeń, skomplikowane zagadki a nawet dziwne imiona wszystkich bohaterów tworzą klimat, który wciąga i nie pozwala odłożyć lektury na półkę. Nawet takim czytelnikom, którzy nie przepadają za nurtem realizmu magicznego, w którym tworzy Marta A. Trzeciak.

"Bliżej, dalej" Marta A. Trzeciak
Wydawnictwo Innowacyjne Novae Res 
Gdynia 2014
s. 356

czwartek, 24 lipca 2014

Znaki szczególne

Paulina Wilk, pisarka i publicystka, rocznik 1980, to autorka znana z debiutu książkowego "Lalki w ogniu".
Jej kolejna pozycja to dla mnie sentymentalna podróż do krainy młodości, do czasów, kiedy życie towarzyskie kwitło na podwórku pod osiedlowym trzepakiem, wszyscy nosiliśmy jednakowe, kupowane w sieciówkach ubrania a zachodnie zdobycze cywilizacji i dalekie podróże były wyłącznie nieosiągalnym marzeniem.
Autorka  w swoich wspomnieniach "prowadzi nas przez ostatnie trzy dekady dorastania do wolności" (okładka książki). Poznajemy jej (i jakże mój własny) świat od czasów dzieciństwa do dojrzewania. Świat, w którym "są okopy i amfiteatr, trawiaste boisko i drewniana chatka "Baby Jagi", oblepiona dzieciakami od rana do wieczora. Są trzepaki i śmietniki - w sam raz do gry w podchody i ślepego dziada. Dwa kanały telewizji ściśle wyznaczające rytm naszych sobotnio-niedzielnych poranków i codziennych zabaw przed blokiem" (s. 16). Jednym słowem świat ulubionych bajek, dziecięcych zabaw w miejscach niekoniecznie bezpiecznych, ulubionych smaków dzieciństwa, przyjaźni, formowania się poglądów, poznawania nowej europejskiej rzeczywistości.
Książka w formie opowieści, bez dialogów. Czyta się, pochłania ją wręcz jednym tchem, może dlatego, ze dotyka osobiście. Dostarcza wiele wzruszeń, przypomina perełki tamtych czasów, do których wielu z nas tak obecnie tęskni. Łza zakręciła się w oku, kiedy Paulina Wilk przywołała w pamięci  ukochaną dobranockę z dzieciństwa "Zaczarowany ołówek". Któż nie pamięta wesołego chłopca z jasną czupryną, który za pomocą cudownego narzędzia wyczarowywał wszystko, co było potrzebne? "Chłopak nigdy jednak nie rysował kapryśnie ani łapczywie. Jego pomysły brały się z realnych problemów a nie zaścianek. Ołówek był antidotum na brak, nie różdżką chciwości" (s. 15). Któż w tamtych czasach  nie przekopywał śmietnika, by wybrać z niego największy kolekcjonerski skarb - puszki po zachodnich napojach czy piwie? "Wymyte i wysuszone stały potem w  różnych piramidach na półkach" (s. 33). Te puszki były swoistym talizmanem, marzeniem o lepszym życiu.
W przejmujący sposób wspomina autorka kontakty sąsiedzkie, które kwitły w szarej, smutnej polskiej rzeczywistości. Opisuje imieninowe wieczory, gdy wspólnie świętowało pół klatki schodowej, gdy i dzieci i dorośli uczestniczyli w tej ceremonii w równie ważnym stopniu. Przyszywani wujkowie i ciocie, ta "sąsiedzka rodzina stanowiła bardzo rozległy twór, a dzieci odtwarzały tę serdeczność między sobą" (s. 210). Dziś w swoim miejscu zamieszkania tworzymy twierdze, osłaniając się wysokimi płotami bądź izolując w czterech ścianach blokowisk. Nie znamy sąsiadów a pójście  z prośbą o pożyczenie szklanki cukru jest co najmniej uwłaczające, bo dziś " nie wypada czegoś nie mieć i nie być samowystarczajacym, zależność od innych jest skutecznie wykasowywana" (s. 208). Pięknie Paulina Wilk podsumowuje opis relacji międzysąsiedzkich: "Zdumiewa dziś, jak wiele sobie dawaliśmy, gdy mieliśmy niewiele. Jak naturalne było, że się prosi, dostaje, dziękuje i odwzajemnia" (s. 211).
Któż z nas dziś nie wspomina tamtych czasów? Było szaro i nieciekawie, ale bardziej przyjaźnie i ciepło. Inaczej smakował chleb i zdobywane z trudem pomarańcze. Pamiętam smak pajdy chleba spuszczanej przez mamę z okna po sznurku, gdy biegało się z kolegami do późnych godzin wieczornych i nie było czasu by zjeść w domu kolację. Pamiętam zabawy patykami, kamykami  czy gumą do skakania.  Kartki wyjęte ze skrzynki pocztowej były symbolem czyjejś miłości czy przyjaźni. Był czas na rozmowę z sąsiadką i zatrzymanie się w biegu. I mimo klucza na szyi to było szczęśliwe dzieciństwo.
"Znaki szczególne" przywołują wizję tamtych czasów z zegarmistrzowską dokładnością i repoerterska wnikliwością. Czasami miałam wrażenie, ze przeniosłam się o 35 lat wstecz i przeżywam te lata na nowo. Jednocześnie książka obnaża bezlitośnie wszystkie społeczne wady nowego systemu, demaskując ludzi, ich zachowania i bezduszność. I powoduje, że się tęskni. I mimo, że jak pisze autorka "zniknął brak" (s. 40) dziś tak naprawdę brakuje nam po prostu człowieka. I to nam bezwzględnie uzmysławia ta książka.

"Znaki szczególne" Paulina Wilk
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2014
s.249.

poniedziałek, 21 lipca 2014

Dymna

Biografia niezwykła, bo niezwykła jest jej bohaterka. Książka Elżbiety Baniewicz tylko utwierdza obraz Anny Dymnej kreowany przez media, obraz, kobiety ciepłej, nie poddającej się stereotypom mody, obraz, w którym brak miejsca na plotki o aktorce, obnażanie na co dzień swojego życia prywatnego. I jeśli ktoś ma nadzieję, że odnajdzie w niej pikantne szczegóły z życia rodzinnego, to się rozczaruje. 
Biografia podzielona jest na 18 rozdziałów. Większość przedstawia sceniczną drogę aktorki, jej doskonałe kreacje zarówno teatralne, jak i filmowe, szeroko znaną działalność charytatywną, przyjaźnie z ludźmi nie tylko z branży. 
Ciekawie ujęty został rozdział o skomplikowanym związku małżeńskim z Wiesławem Dymnym. I to jedyny taki wątek ekshibicjonistyczny. Zawsze się zastanawiałam, co kierowało młodziutką, śliczną adeptką sztuki teatralnej, że związała się z taką kontrowersyjną postacią. Po lekturze mam wrażenie, że nie da się tego opisać kilkoma zdaniami. Nie mnie zresztą oceniać. Fakt niezaprzeczalny - małżeństwo z Dymnym zaważyło na dalszych losach i ukształtowało charakter młodziutkiej dziewczyny. W pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Anna Dymna urodziła się w szczęśliwej, kochającej rodzinie, pełnej zasad i ideałów. "Mama zawsze mówiła, że trzeba być uczciwym i pracowity. Ojciec, że nigdy nie wolno się sprzeniewierzyć własnym przekonaniom, choćby to nie wiadomo, jak wiele kosztowało" (s. 15). Wychowana wśród życzliwych ludzi, jednak z daleka od sztuki i książek. "W tej rodzinie umysłów ścisłych nikt nie myślał o teatrze ani o sztuce. Nawet jako o rozrywce" (s. 24). Dlatego, kiedy na ukryty talent Ani Dziadyk zwrócił uwagę mieszkający po sąsiedzku "aktor, dziwak, cudowny człowiek, legendarna dziś postać Krakowa - Jan Niwiński z żoną malarką" (s. 25) zupełnie nie w głowie jej był teatr.  Marzeniem Anny była praca "jako psycholog kliniczny (...) z więźniami, osobami chorymi psychicznie albo z nieszczęśliwymi dziećmi. Złożyła więc papiery na wydział psychologii Uniwersytetu Jagielońskiego" (s. 32). Jednak determinacja i przeczucie sąsiada oraz powolne, konsekwentne ukierunkowywanie młodej dziewczyny na tę drogę - wszystko to doprowadziło naszą bohaterkę do egzaminu do szkoły teatralnej. I mimo, że już wówczas kiełkowało w bohaterce pragnienie niesienia pomocy poszkodowanym przez życie, dziś każdy dziękuję Janowi Niwińskiemu, że nie odpuścił i walczył o Annę - aktorkę.
Oprócz wątku typowo zawodowego, w książce nie mogło zabraknąć drugiej miłości Anny Dymnej - działalności społecznej. Rozdziały "Spotkajmy się", "Mimo wszystko", "Przychodzi wena do lekarza" opisują walkę aktorki o prawo do godnego życia osób pokaleczonych przez życie. Autorka pisze: "myślę, ze przeoranie społecznej świadomości w sprawie niepełnosprawnych i ciężko chorych nastąpiło w ogromnej mierze dzięki Ani, programom telewizyjnym "Spotkajmy się", ale też jej wieloletniej działalności, w fundacji i poza nią, postawie służącej przełamywaniu mentalnych barier otaczających ludzi" (s. 363). Któż z nas nie słyszał o Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, o teatrze Radwanek, o Albertianie, wreszcie o Fundacji "Mimo wszystko"? Jest jeszcze "Małe Kilimandżaro", "Akademia Odnalezionych Nadziei" oraz całe morze pojedynczych ludzkich historii splątanych z życiem Anny Dymnej. I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, o której dowiedziałam się właśnie z biografii. Kolejna zasługa Anny Dymnej - "humanizowanie medycyny". Do tej roli zaprosił ją profesor Andrzej Szczeklik, wybitny kardiolog i pulmonolog, ordynator Kliniki Chorób Wewnętrznych Akademii Medycznej w Krakowie. Ale nie będę zdradzać na czym miało to polegać. Zapraszam do fascynującej lektury książki i jej przedostaniego rozdziału na ten temat.
Biografie sławnych ludzi kojarzą się przede wszystkim z suchymi faktami okraszonymi fotografiami. To jest zupełnie inny rodzaj biografii. Książka ciepła, jak ciepła jest jej bohaterka. Książka z przesłaniem, że trzeba i warto chylić się przed ludzkim nieszczęściem. Książka o tym, że w każdej sytuacji można być sobą, że aktor niekoniecznie musi być gwiazdą i celebrytą. 
"Dymna niczego nie kreuje - ani siebie ani ludzi wokół. Daje całą siebie, taką jaka jest (...) Nie ma drugiej osoby, która uprawia ten zawód niczego nie mistyfikując" (s. 255) - to słowa jednego z najwierniejszych przyjaciół aktorki, Jana Englerta. Te piękne zdania oraz lektura książki, a właściwie całe życie jej bohaterki są jednym z dowodów na to, jakim "fenomenem socjologicznym" jest Anna Dymna.
Biografia autorstwa Elżbiety Baniewicz zawiera również bogate kalendarium - sztuk teatralnych, festiwali, programu telewizyjnego. Okraszona jest także bogato pięknymi zdjęciami. To wszystko sprawia, że czyta się ją z wielką przyjemnością i zainteresowaniem.

"Dymna" Elżbieta Baniewicz
Wydawnictwo Marginesy
Warszawa 2014
s. 478

środa, 16 lipca 2014

Kwiecień w Paryżu

Opowieść o trudnej miłości osadzona w skomplikowanych wojennych czasach. Rzecz dzieje się w 1943 roku w okupowanym Paryżu. Michel Roth to młody Niemiec, który pracuje dla niemieckiego gestapo jako tłumacz. Od początku wojny nie godzi się z sytuacją: "gdyby mi było wolno tak jak im, wówczas chodziłbym gdzie tylko bym chciał, w każdym mieście. (...) Od pełnych chwały dni wkroczenia do Francji było mi ciężko na sercu." (s. 20). Wieczorami przebiera się w jedyny garnitur, by włóczyć się ulicami miasta. Ryzykuje, ale to jest silniejsze. Cały czas wierzy, ze uda mu się wyjść z wojny obronną ręką. Pewnego takiego wieczoru zauważa młodą dziewczynę - Francuzkę, córkę księgarza. Nie potrafi przestać myślec o Chantal, wybucha romans, który szybko przeradza się w coś więcej niż tylko przygodę. Okazuje się, ze ukochana i jej rodzina pracują dla francuskiego ruchu oporu. Roth musi wybrać między nienawiścią do wojny a trudnym uczuciem miłości. Chantal znika. Zrozpaczony młody człowiek za wszelką cenę próbuje odnaleźć ukochaną. Od tego momentu wątek powieści naznaczony jest krwią, przemocą i bezustanną ucieczką przed agresorem. Cięzko ranny Roth podąża śladem pięknej Francuzki....Kiedy już ją odnajdzie...No właśnie...Cały czas czytając książkę miotałam się ze swoją wizją zakończenia. A autor sprawił mi psikusa. 
Gdzie leży tajemnicze Ballenroy? Co zastanie Roth w mieście swojej ukochanej? Kim jest Antoinette? Jak skończy się miłość młodych ludzi? 
To nie jest zwykły, płytki romans. Osadzona w skomplikowanych, wojennych realiach książka na początku trochę nudzi. Wszak okupacyjna rzeczywistość to nie jest wymarzona lektura na letnie lenistwo. Im głębiej jednak tym bardziej porusza i wciąga, nasuwając czytelnikowi pytania o normalne ludzkie odruchy w czasach wojny, o uczucia i namiętności. 
Jedna rzecz może czytelnikowi przeszkadzać podczas lektury - jeżeli ktoś choć w minimalnym stopniu nie zna języka francuskiego. Mnóstwo zdań właśnie po francusku, nie przetłumaczonych. Mimo, że nie jest mi to obcy język - sama miałam  czasem trudności. Ale od czego są słowniki? Dla mnie to była dodatkowa przyjemność - odświeżyć sobie zapomniane słówka.
Wątek tej opowieści to doskonały materiał na fascynujacy film, "w klimacie "Casablanki" i "Angielskiego pacjenta" - jak głosi informacja na okładce.

Michael Wallner "Kwiecień w Paryżu"
Wydawnictwo Albatros Andrzej Kuryłowicz
Warszawa 2007
s. 238

piątek, 11 lipca 2014

"Vietato Fumare czyli reszta z bloga i coś jeszcze"

Artura Andrusa nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. "Dziennikarz, poeta, konferansjer, radiowiec od zawsze związany z Programem 3 Polskiego Radia, autor i wykonawca tekstów kabaretowych, felietonów i piosenek, jedna  z najbardziej rozpoznawalnych i najpopularniejszych postaci na polskiej scenie kabaretowej." - głosi rekomendacja autora książki na okładce. Od siebie dodam jeszcze, że to wnikliwy obserwator i prześmiewca otaczającej rzeczywistości.
Książka to zbiór satyrycznych tekstów zamieszczanych przez autora na jego blogu, w czasopismach "Zwierciadło" i "Gazeta Lekarska". Wiele z nich znam również z recitali, na których miałam okazję bywać. I tu mała dygresja - wydaje mi się, że zdecydowanie lepiej się czyta teksty, jeśli zna się Artura Andrusa z występów publicznych. Smaczku dodaje im bowiem specyficzny, lekko znudzony tembr głosu autora, który, gdy czytam felietony, ciągle gdzieś słyszę z tyłu głowy.
Lektura to świetna okazja do poprawienia sobie nastroju, co rusz wybuchałam śmiechem, dziwiąc się niejednokrotnie, jak autor wpadł na pewne porównania, jak dobrał skojarzenia, gmatwając sytuacje w taki sposób, że na końcu zawsze jesteśmy w punkcie wyjścia. 
Teksty Artura Andrusa ukazują wiele sytuacji dnia codziennego przedstawionych w krzywym zwierciadle. Czasami nie zdajemy sobie sprawy z tego, ile absurdów i satyry znajduje się wokół nas, wiele sytuacji prowokujemy sami. Nie zauważamy śmiesznych reklam, dziwnych skojarzeń, nie potrafimy śmiać się z otaczajacych nas paradoksów. Uzmysławia nam to lektura tej książki a jej autor nieustannie zachwyca tą rzadką cechą, jaką jest umiejętność wnikliwej obserwacji przez pryzmat satyry i poczucia humoru. Chociaż sam Andrus przedstawia siebie zupełnie inaczej sugerując w jednym z felietonów "...proszę mi w rodzinnym Sanoku wybudować wodospad. Będzie to akt o wymiarze symbolicznym. Przecież od lat zawodowo zajmuję się laniem wody" ("Zasłyszane, przeczytane, zobaczone, benefis" s. 208). No cóż, jeśli o mnie chodzi....nie mam nic przeciwko Wodospadowi Niagara, panie Arturze.

Artur Andrus "Vietato Fumare, czyli reszta z bloga i coś jeszcze"
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2014
s.362.

niedziela, 6 lipca 2014

Kamerdyner

Książka trochę mnie rozczarowała, wyobrażałam sobie, że będzie to "prawdziwa historia czarnego służącego białych prezydentów", czyli opowieść o jego pracy w Białym Domu i życiu prywatnym. Dlatego też tak długo zwlekałam z obejrzeniem filmu. A tu niespodzianka... Książka rządzi się swoimi prawami a film swoimi.
"Kamerdyner" Wila Haygooda to podzielona na 3 części opowieść, które spina osoba Eugena Allena. Część pierwsza to historia dotarcia do kamerdynera, uzyskanie zgody jego i małżonki na pokazanie "służby" w Białym Domu szerszemu światu.  Część druga to zmagania producentów, scenarzystów i całej filmowej ekipy z przeciwnościami losu, na jakie napotykali podczas produkcji filmu. Desperacja osób zafascynowanych historią poruszyła mnie bardzo, szczególnie zawzięcie znanej hollywódzkiej producentki filmowej - Laury Ziskin. Ta ciężko chora na raka kobieta, do ostatnich chwil swego życia  pukała do drzwi sponsorów, a na łożu śmierci wymogła od współpracowników, że doprowadzą dzieło do końca. Na marginesie - wydawało mi się, że w Stanach łatwiej zdobywa się środki na produkcję filmów. Część trzecia to krótka historia pięciu prezydentów walczących z problemem rasowym. Świetnie i prosto napisana - do zrozumienia przez zwykłego czytelnika, niekoniecznie interesującego się dogłębnie historią USA.
Kamerdynera czytało się bardzo przyjemnie. Zachwyca osobowość Eugena Allena, prostego człowieka, wychowanego na plantacji bawełny, który zbyt szybko traci rodziców i wyrusza w świat na poszukiwanie szczęścia. To szczęście, mimo trudnych dla czarnoskórych czasów, spotyka go szybko. Najpierw za sprawą matki właściciela plantacji, która opiekuje się nim i przyucza do zawodu służącego, później dzięki przypadkom prowadzącym naszego bohatera do drzwi Białego Domu. Po lekturze od razu obejrzałam film - to świetne uzupełnienie książki a jednocześnie przyjemna dawka historii. 
Wzrusza osoba kamerdynera, niezwykle dyskretnego "świadka historii", który swoim wyczuciem i taktem, pracując dla 8 kolejnych prezydentów USA i wytrwale walcząc o prawa swoich współpracowników, zjednał sobie tyle sympatii. Żona Reagana - Nancy - zaprasza go wraz z żoną na uroczysty obiad do Białego Domu a "dzieci kilku prezydentów wciąż go miały na swoich listach osób, którym należy wysłać karty świąteczne". (s. 34).
Książka prosta lecz przejmująca, wzbogacona ciekawymi ilustracjami. Wraz z seansem filmowym stanowi miły dodatek do kilku letnich wieczorów. Polecam.

"Kamerdyner" Wil Haygood
Wydawnictwo Marginesy
Warszawa 2013
s. 182.

środa, 21 maja 2014

Sztuka słowa. 

"Dedykacja personalizuje prezent i osobie obdarowanej pozwala lepiej poznac ofiarodawcę. Jeśli umieści się ją na tomiku wierszy, po jakimś czasie będzie przywoływać ona miłe wspomnienia. Ale i podczas romantycznych wakacji można pisać dedykacje wprost na piaszczystej plaży albo na świeżym śniegu w górach". (s. 72). Takimi i podobnymi tekstami zachwycam się co rusz odkąd stałam się posiadaczką "Sztuki słowa". 
Ta niewielkich rozmiarów książka wydana przez Wydawnictwo Jedność urzekła mnie od samego początku. Zawiera nie tylko wiele aforyzmów, życzeń i dedykacji na różne okazje, ale również praktyczne informacje dotyczące zasad komunikacji pisanej, formy listów oficjalnych i towarzyskich. Na 380 stronach zawiera się w 8 rozdziałach całe bogactwo cytatów, życzeń, dedykacji itp. 
Zasady komunikacji pisanej to rozdział otwierający publikację. Znajdziemy tu mnóstwo ciekawostek, od tłumaczenia języka SMS-ów, kwiatów czy kolorów po wytyczne dotyczące odbiorcy, okazji bądź tradycyjnych lub nowoczesnych nośników informacji. Dwa kolejne rozdziały to proponowane życzenia z okazji różnorodnych rocznic i świąt. O tym jak pięknie wyrazić słowa szczęścia, miłości i przyjaźni przeczytamy na kolejnych stronach tomiku. Całość zamyka korespondencja z podróży. Książka oprócz cytatów wierszy i książek, fragmenty listów sławnych ludzi zawiera przykłady listów do osób nam najbliższych, wzory listów urzędowych itp. To bogate źródło materiałów na naprawdę różne okazje: znajdziemy tu inspirację na obchody popularnych imprez typu chrzciny czy jubileusze po celebrowanie zdanych egzaminów magisterskich bądź doktoranckich. Dowiadujemy się z niej, jakie są najczęściej popełniane gafy w korespondencji, jak ich unikać, dlaczego tekst zawarty w SMS-ie niekoniecznie nadaje się do powielenia na kartce pocztowej, co wypada a co nie napisać w mailu do osoby nieznajomej a przede wszystkim dlaczego warto dbać o to, by kartki czy listy pisane odręcznie nie odeszły do lamusa.
Książka małych rozmiarów, w sam raz do damskiej torebki. Wyciągam ją w poczekalni do lekarza, autobusie, na przystanku autobusowym...otwieram na dowolnej stronie i chłonę piękne poetyckie wersy. Polecam, bo mimo doby Internetu, przyda się na pewno ją mieć, by móc "napisać czarno na białym słowa stosowne na każdą okazję i adekwatnie wyrażające nasze wrażenia, emocje, myśli..." bo przecież "słowa żyją dłużej niż czyny" (Pindar).

"Sztuka słowa. Aforyzmy, życzenia, dedykacje na każdą okazję"  Archivio Girbaudo
Wydawnictwo Jedność
Kielce 2013
s. 382

czwartek, 15 maja 2014

Sławne pary PRL

Czasy PRL wciąż fascynują. Coraz więcej autorów sięga po ten temat. Sławomir Koper jest "autorem wielu publikacji dotyczących obyczajowości" (obwoluta książki). Tym razem przedstawia życie prywatne i zawodowe kilku znanych par, które mimo szarej rzeczywistości czasów mojego dzieciństwa żyły jak barwne ptaki - kolorowo i bardzo intensywne.
Pisarz Stanisław Dygat i jego żony, małżeństwo Komedów, wciąż zadziwiająca Maryla Rodowicz i jej partnerzy, aktorskie małżeństwo Zawadzka-Holoubek, Jaroszewiczowie, Brandys i Mikołajska to kilka wnikliwych obrazów par żyjących w trudnych czasach PRL. Zazwyczaj nie czytam plotek o postaciach show biznesu zamieszczanych przez tabloidy, nie interesują mnie intrygi i sensacje typu kto kogo i z kim zdradził. Jednak po książki napisane przez fascynatów danej epoki sięgam z przyjemnością. To oprócz studium charakterów obraz danego okresu historycznego. Poza tym to ukazanie gwiazd z innej, bardziej normalnej strony. Dowiadujemy się, że to tacy sami ludzie jak my - ze wszystkimi wadami i zaletami, ludzie, którzy mają słabości, często chorują na przypadłości związane z prowadzonym trybem życia i przede wszystkim niejednokrotnie ludzie bardzo nieszczęśliwi. 
Na przykład dowiadujemy się, że Krzysztof Komeda "miał również cały repertuar osobistych rytuałów i przesądów. I o ile można było jeszcze zrozumieć nawyk długiego moczenia dłoni w gorącej wodzie przed koncertem, o tyle inne jego zachowania bywały już zupełnie irracjonalne. Potrafił przejawiać strach w najmniej spodziewanych chwilach" (s. 112). Marian Brandys cierpiał na depresję "nie umiał cieszyć się życiem i zamartwiał o każde głupstwo, regularnie też zażywał antydepresanty" (s. 166). Gustaw Holoubek przeżywał w okresie dzieciństwa wiele stresów. "Defekt urody w postaci potężnych uszów miał być zresztą powodem dowcipów towarzyszących aktorowi przez całe życie. Zdarzało się bowiem, że na planie filmowym przyklejano je plastrami, aby zbytnio nie odstawały od głowy" (s. 205). Pan Holoubek zachwycał mnie zawsze swoim wyważonym charakterem i osobistą kulturą I taki pozostał po przeczytaniu wspomnień - "człowiek innej epoki", nie godzący się z niesprawiedliwością zastanego świata, odrobinę roztargniony, uwielbiający życie towarzyskie i pięknie opowiadający anegdoty i dowcipy.
Książkę czyta się bardzo przyjemnie. Osadzona w realiach tamtych skomplikowanych, ale przecież z rozrzewnieniem wspominanych czasów, ukazuje kilka sławnych osób świata literatury, muzyki czy polityki. Osób, które nam zwyczajnym ludziom kojarzą się z postaciami szczęśliwymi, żyjącymi w luksusach bez problemów i trosk. Sławomir Koper ukazuje ich życie bez kwiatków i lukrowania. Polecam.

"Sławne pary PRL" Sławomir Koper
Wydawnictwo Czerwone i Czarne.
Warszawa 2014
s. 382.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Nie będę Francuzem (choćbym nie wiem jak się starał)

Książka o złożonym tytule i intrygującym podtytule - "Uroki życia w Bretanii".
Autor, Mark Greenside, to amerykanin z krwi i kości, na co dzień mieszkający w Kalifornii. W któreś wakacje, wbrew sobie, wyjeżdża ze swoją dziewczyną do Francji. Wynajmują dom, który żeby w nim zamieszkać muszą doprowadzić do porządku, przez kilka dni szorując go i odkażając. Te szalone wakacje zmieniają życie pisarza. Krótko przed wyjazdem do swego rodzinnego kraju, pod wpływem impulsu i zaprzyjaźnionej sąsiadki - Francuzki, kupuje dom "w zabytkowej miejscowości z charakterem". 
Od tej pory jego życie kręci się wokół dwóch światów, umiejscowionych w jakże odmiennych kulturach. Mark nie zna języka francuskiego, co gorsze nie zna tradycji i zwyczajów panujących w Bretanii. A to zwyczaje bardzo odmienne od amerykańskich. Francuskie "c`est normal" będzie od tej pory prześladować autora, zdanie, które  z czasem znienawidzi. Amerykańska punktualność, nonszalancja czy też praktyczność przeciwstawia się w tym rozdwojeniu francuskiej obojętności wobec czasu, elegancji czy czystości. Bretania zaskakuje gościnnością na każdym kroku: "Od pietnastu lat mieszkam w Oakland Hills i nie znam żadnego z sąsiadów. Jestem we Francji od niespełna miesiąca i znam dwie rodziny, z których jedna nie mówi po angielsku, i prowadzę bardziej ożywione życie niż w Stanach. Przez całe życie gardziłem bliskością, wspólnotą, okazywaniem uczuć, komitywą, wścibstwem, zależnością (...) a tu, w Bretanii, w miasteczku zamieszkanym przez pięćset osób, czuję, ze właśnie tego pragnę: przytulności, poczucia więzi, sąsiedzkości, swojskości, świadomości, że jest miejscem, gdzie ludzie cię znają, niezależnie od tego kim i skąd jesteś" (s.49-50)
Książka nie jest opisem miejsc wartych zwiedzania, chociaż zawiera ilustracje przedstawiające malownicze krajobrazy tego regionu Francji. Jest opisem sytuacji i zdarzeń, niejednokrotnie komicznych, wynikających ze zderzenia dwóch jakże przeciwstawnych kultur oraz braku znajomości języka. Najdosadniej opisał to autor przedstawiając pomysł na zorganizowanie w Bretanii swoich 50-tych urodzin z amerykańskimi i francuskimi gośćmi.
Książka zawiera bardzo ważne przesłanie: człowiek jak kameleon, potrafi dostosować się do kultur, przyjąć zwczaje miejsc, w których przybywa. I to zasady wynikające zarówno z życia praktycznego, jak i społecznego. "W USA nigdy nie zauważam brudu, kurzu, zniszczeń, tylko bałagan. W USA zajmuję się organizowaniem. We Francji - sprzątam. (...) To musi mieć coś wspólnego z francuską dbałością o czystość i wygląd i z moją obawą, że stanę się źródłem zarazy w tym kraju, zostanę wziętym za Angola, obrażę albo rozczaruję tych, którzy tyle dla mnie zrobili (...) To Francja: sprzątam, więc jestem." (s.136). 
Dla mnie lektura szczególna. Francja, mimo, że nie miałam okazji zobaczyć jej z bliska, zawsze była tematem moich zainteresowań, zwłaszcza językowych. Książka zawiera dużo zdań po francusku, dlatego czytałam ją z wielką przyjemnością, przypominając sobie to i owo. I utwierdziłam się również w przekonaniu, że tym pięknym krajem można się zafascynować. Bo tam "małe rzeczy stają się wielkie, zwykły kwiat, bonjour ca va, szklanka wody. (...) To jest dobry sposób na życie" (s. 134).
Polecam lekturę, napisaną z niezwykłym poczuciem humoru i dystansem do siebie. Poczucie humoru i dystans w takiej sytuacji, w jakiej znalazł się autor, muszą być zachowane, bo przecież "dwie miłości i dwa życia to nie jest łatwa sprawa". (s.233).

"Nie będę Francuzem (choćbym nie wiem jak się starał)" Mark Greenside
Wydawnictwo Świat Książki'
Warszawa 2009
s. 233.