Iwona czyta

Kocham czytać, uwielbiam odwiedzać księgarnie i biblioteki, zawsze podglądam okładkę książki czytanej przez kogoś w miejscu publicznym. Jestem książkowym molem. Od kilku lat obiecuję sobie, że zacznę prowadzić statystyki przeczytanych książek.

Stąd pomysł na bloga, na swoisty pamiętnik przeczytanych książek.....

Zapraszam więc do mnie:)

czwartek, 27 lutego 2014

"Ludzie na walizkach"

Nie przepadam za programami telewizyjnymi typu Talk Show. Brzydzi mnie uzewnętrznianie swoich problemów, "pranie brudów" na forum. I tak też myślałam o tej książce. Z lekkim rozczarowaniem, bo przecież znam Szymona Hołownię, jego książki mądre i refleksyjne. Skuszona poleceniem koleżanki, że warto sięgnąć po tę lekturę rozczarowałam się pozytywnie, nie po raz pierwszy zresztą.
"Ludzie na walizkach" to zbiorek wywiadów autora z ludźmi ciężko doświadczonymi przez los. Choroba, która dotknęła osobiście ich bądź ich bliskich sprawiła, że zetknęli się z cienką granicą życia i śmierci. Próbują odpowiedzieć na pytania dotyczące eutanazji, śmierci mózgowej czy wreszcie granicy decydowania o ludzkim życiu. Kiedy następuje śmierć człowieka? Czy rodzic ma prawo decydować o odłączeniu swojego dziecka od respiratora? Jak reaguje lekarz stający przed wyborem: zwiększyć dawkę leku przeciwbólowego czy pozostawić pacjenta na granicy śmierci?
Ten zbiór to nie tylko rozmowy z ludźmi chorymi, doświadczonymi przez los. To również wywiady ze specjalistami na co dzień ratującymi życie ludzkie: anestejzolog, pediatra i neonatolog, koordynator ratownictwa medycznego. Wydawać by się mogło, że ci ostatni tak często spotykający się ze śmiercią znają odpowiedzi tak do końca na stawiane przez Hołownię pytania. A on drąży, zaskakuje....Książka przejmująca, już nie tylko dlatego, że cały czas uzmysławia o kruchości ludzkiej egzystencji, ale również dlatego, że zasiewa ziarenka niepewności. Autor nie daje swoim rozmówcom - lekarzom przejść do następnego pytania. Ich odpowiedzi go nie satysfakcjonują, jest bardzo dobrze przygotowany. Czy lekarz może być pewien, ze nastąpiła śmierć, że jego decyzja o zaprzestaniu reanimacji jest słuszna a może "czyhający" zespół transplantologów tylko ją przyśpiesza? Już i tak kontrowersyjny w naszym kraju temat przeszczepu organów jeszcze bardziej po tej lekturze chwieje naszym przekonaniem: "Chyba, że wcześniej przyjedzie zespół transplantologów, by je pobrać do przeszczepu. To ryzykowna zabawa, gdy do porządku rzeczy ostatecznych wprowadza się logikę zysków i strat: ty cos stracisz, by zyskać mógł ktoś." (s. 97-98).
Dla mnie ta książka ma jeszcze jeden wymiar: podziw dla ludzi, którzy czując oddech śmierci na plecach potrafią, niejednokrotnie mimo bólu, cieszyć się resztką darowanego życia, porządkują swoje sprawy, rozdzielają obowiązki i przede wszystkim pocieszając najbliższych sprawiają wrażenie silniejszych od wielu silnych. 
Lektura długo pozostaje w pamięci. Zasieje mnóstwo wątpliwości, zburzy harmonię myślenia. I nie przyniesie odpowiedzi na pytania o sens cierpienia i słuszność podejmowanych decyzji. "Bo najważniejsze decyzje dotyczące życia i śmierci podejmuje nie ludzkość, tylko człowiek (...) Takie sprawy rozstrzyga się w sumieniu. A kiedy nie wiadomo, jak się zachować, trzeba się zachować najprościej, czyli dobrze..." (s. 135). Mimo tego wszystkiego warto ją przeczytać.....

"Ludzie na walizkach" Szymon Hołownia
Wydawnictwo ZNAK
Kraków 2010
s. 148

sobota, 22 lutego 2014

"Berlin - Warszawa - Express. Pociąg do Polski"

Steffen Moller urodził się w Niemczech, dzieciństwo spędził w Wuppertalu. Przez kilkanaście lat mieszkał w Polsce, gdzie intensywnie uczył się języka i poznawał naszą kulturę. Później pomieszkiwał również w Anglii i we Włoszech. Od roku 2010 co miesiąc podróżuje na trasie Niemcy - Polska, gdyż jest znanym u nas kabareciarzem i aktorem.
Steffena Mollera bardzo lubiłam z czasów programu telewizyjnego "Europa da się lubić", później pamiętam jego epizod w serialu "M jak miłość". Kiedy jednak zaczął występować w kabarecie zaczął mnie drażnić, kiedy więc parę dni temu w bibliotece wpadła mi w ręce książka autorstwa naszego filmowego gastarbeitera i rolnika wzięłam ją bez przekonania z postanowieniem, że najwyżej odłożę. A ona zrobiła mi psikusa.....wpadła i wciągnęła bezlistośnie.
Autor wsiada w Berlinie do pociągu zmierzającego do Warszawy. Mija poszczególne miasta, zatrzymując się na stacjach, w pociągu poznaje ludzi, których wnikliwie obserwuje, zawiera nietuzinkowe znajomości, dowiaduje się ciekawych informacji. 
Refleksje z podróży przelewa na kartki książki. Każde mijane miasto jest okazją do snucia opowieści, do popełniania dygresji na ciekawe tematy. Z delikatnym poczuciem humoru zapoznaje czytelnika z tzw. szokiem kulturowym obu krajów, porównuje zwyczaje europejskich sąsiadów, ich rodzinne tradycje, jednocześnie obnaża i wyśmiewa narodowe wady i słabostki oraz podziwia cechy charakteru. Niemcy to według niego kraj emocjonalnej ignorancji, Polska natomiast - wysokiej inteligencji emocjonalnej. 
Autor w bardzo wysokim stopniu zna polskie realia. Zaskakuje bardzo duża wiedza autora na temat naszych tradycji, historii, sztuki czy popkultury. Zaskakuje bardzo dobra znajomość języka, który uważa za najtrudniejszy język na świecie: "kto raz zasmakował języka polskiego pozostanie mu wierny już na zawsze. Właśnie z tego powodu, że latami borykał się z różnymi problemami, nie ma już ochoty na naukę kolejnego języka obcego. Czuje się jakby wspiął się na Mount Everest i nie będzie go ciągnęło w niższe góry".
Książka napisana ciekawym językiem, czyta się ją z prawdziwą przyjemnością. Każdy, kogo interesują inne kultury znajdzie w niej interesującą lekturę, ponieważ odkrywa wiele tajników zarówno niemieckiej jak i rodzimej kultury. Kultura herbaciana, kultura kioskowa, kultura komplementów, kultura kapciowa itp itd. Dlaczego Niemcy nie piją bawarki? Dlaczego w Polsce nie należy się witać w progu mieszkania? Dlaczego Niemiec jest zażenowany, gdy polski współpracownik zaprasza go do domu? Dlaczego polskie kobiety są zdegustowane, gdy niemiecki kandydat na małżonka nie płaci za nie na randkach w restauracji czy kinie? Czym się różni niemiecki sposób trzymania sztućców od polskiego? Jak zachowuje się wobec zauważonej usterki Niemiec a jak Polak? Na te i wiele innych pytań najdziecie odpowiedź w książce. 
Ta książka sprawiła, że nie tylko miło spędziłam czas ale przede wszystkim odbudowała moją sympatię do Steffena Mollera. Mam prośbę do autora, o której na pewno napiszę w komentarzu na jego stronie internetowej. Proponuję, żeby znalazł pociąg, którym objedzie całą Polskę i napisał dla nas jeszcze wiele takich ciekawych książek. 

"Berlin - Warszawa - Express. Pociąg do Polski" Steffen Moller
Wydawnictwo PUBLICAT S.A.
Poznań 2013
s. 228


niedziela, 16 lutego 2014

"Flirtując z życiem" czyli Danuta Stenka w rozmowie z Łukaszem Maciejewskim

Na tę książkę czekałam z niecierpliwością. O ile nie czytam wywiadów z ludźmi show biznesu w czasopismach. wywiadu rzeki z moją ulubioną aktorką nie mogłam przepuścić. I nie rozczarowałam się.
Książka podzielona na 10 tematycznych rozdziałów zawiera również chronologiczny spis dokonań artystycznych aktorki oraz wszystkich nagród. 
Danuta Stenka w piękny sposób opowiada o swoim dzieciństwie w kaszubskiej wsi, przedstawia życie młodej zakompleksionej "dziewczyny z prowincji". Ujawnia swój bunt przed pochodzeniem, długo wstydziła się tego, że pochodzi z Gowidlina, by wreszcie po latach zrozumieć, że przecież to jej korzenie, że ta mała wieś daje jej siłę. 
Bez wstydu ujawnia swoje zmagania się z depresją. Ta mroczna choroba zawładnęła jej życiem na jakiś czas. Aktorka opowiada o niej jak o zwykłej przypadłości, o której nie powinno się milczeć i którą da się wyleczyć. Tym samym daje siłę tysiącom ludzi, którzy zaczynają wierzyć, ze można pokonać upiory.
Droga do aktorstwa Danuty Stenki nie była prosta, długo broniła się przed egzaminami na studia aktorskie, zawsze to inni widzieli w niej aktorkę, tylko nie ona sama. Wyłącznie determinacja osób z jej najbliższego otoczenia spowodowała, że Stenka wreszcie odważyła się stanąć przed komisją egzaminacyjną. Mimo późnego debiutu szybko okazało się, że wie o co w tym zawodzie chodzi. Jeden ze scenografów powiedział kiedyś, może niezbyt delikatnymi słowami: "Opłacało się to studium założyć, choćby tylko po to, żeby Stenka je skończyła. Co to jest za ścierwo, nic nie wie, nic nie umie, a rzucasz toto na scenę i gra" (s. 62). 
Role amantek, porzuconej żony, staruszek czy "zimnych suk" - we wszystkich Danuta Stenka zachwyca, wszystkie czuje i rozumie, powodując, że widzowie tłumami przychodzą na spektakle a podwożący ją kiedyś taksówkarz przyznaje się, że 7 razy był w kinie na "Nigdy w życiu". O tym filmie pięknie powie w wywiadzie "ten film zrobił mi dużo dobrego, bo odkurzył we mnie kolor, którego nie używałam przez lata" (s. 110).
W książce dominuje wątek zawodowy. Pięknie ale zarazem bardzo skromnie snuje Stenka opowieść o swoim aktorstwie w teatrze czy filmie, z przyjaźnią opowiada o spotykanych na drodze reżyserach, scenarzystach czy kolegach po fachu. "W aktorstwie słabość zamienia się w siłę" (s. 216) - "uboga krewna z Gowidlina" zamienia się w "Matkę Boska Gowidlińską" jak powiedział o naszej bohaterce Andrzej Saramonowicz (s. 244)
Drugim wątkiem toczy opowieść o swojej rodzinie i domu. "Dom człowieka jest jego twierdzą" tą definicją z XVI wieku udowadnia, że to jej azyl i nie pokaże światu wszystkiego. Oszczędnie opowiada o mężu i córkach, nie lubi bywać na salonach, nie prowadzi otwartego na ościerz domu, czas wolny najchętniej spędza z rodziną ładując akumulatory.
Piękna to opowieść o skromnej osobie. Nie jest celebrytką, nie stoi w świetle jupiterów, nie lansuje się na siłę. Jak powiedział Jerzy Iwaszkiewicz: "wystarczy, ze się uśmiechnie i już jest ubrana" (s. 228). To ten uśmiech, który promieniuje z kartek książki podczas całej lektury, powoduje, że czyta się ją jednym tchem.

"Flirtując z życiem. Danuta Stenka w rozmowie z Łukaszem Maciejewskim"
Wydawnictwo ZNAK
Kraków 2013
s. 278

środa, 12 lutego 2014

Natalia Brożko "Azja moimi oczyma. Wspomnienia z podróży"

Nic na to nie poradzę, że na książki o tematyce podróżniczej rzucam się jak głodny na jedzenie... Pewnie podyktowane to jest moją olbrzymią miłością i tęsknotą za wszelkimi podróżami. Tak się też stało w przypadku tej książki. Kiedy okazało się, że wygrałam w fejsbukowym konkursie książkę i mam możliwość wyboru, decyzja była ostateczna. Równie zachłannie rzuciłam się na książkę i tu niestety okazało się, że mój zapał minął równie szybko jak się pojawił.
Książka Natalii Brożko to opis 4 podróży po Azji. Birma, Wietnam-Kambodża-Tajlandia-Laos, Indie oraz ponownie Wietnam-Kambodża. Indie oraz Tajlandia to dość popularne kraje opisywane w tzw. dziennikach podróży, pozostałe wspomniane raczej nie. Dlatego ciekawa byłam relacji, szczególnie cieszyłam się na opis pobytu w Wietnamie. 
Książka napisana w formie...no właśnie nie wiem jakiej...Ni to pamiętnik, ni zapiski z podróży, ni wspomnienia. Niby ciekawie, szczególnie jeśli chodzi o prezentację lokalnych przysmaków, ale jednak czegoś brakuje. Książka po prostu skończyła się za szybko i to nie ma zupełnie związku  z jej objętością. Mam wrażenie, jakby autorka po prostu przeleciała po tych wspomnieniach. Został niedosyt... Za to opisy potraw z psów i szczurów ze wszystkimi detalami momentami wzbudzały we mnie lekki niesmak. 
Kolejna kwestia to zdjęcia - piękne, kolorowe i owszem, ale jakby oderwane od kontekstu. Ciężko się połapać co jest gdzie i czym. Myślę, że gdyby były przydzielone w książce do konkretnych treści łatwiej byłoby je z nią pożenić. 
Wspomnienia do przeczytania w jeden dzień, niestety w mojej psychice nie pozostawiły głębszego śladu...

"Azja moimi oczyma. Wspomnienia z podrózy"
Warszawska Firma Wydawnicza
Warszawa 2012
s. 120

niedziela, 9 lutego 2014

Pascal Garnier " Jak się ma twój ból?"

Twórczość Pascala Garniera poznałam dopiero przy okazji czytania tejże książki. Kiedy przeczytałam jego biografię na skrzydełku okładki pierwsza moja myśl: czarna powieść psychologiczna. Za takimi nie przepadam, więc mina mi trochę zrzedła. Jakże się zdziwiłam....
Pascal Garnier jest przedstawicielem literatury francuskiej z gatunku noir. Ci co znają choć trochę język wiedzą, że oznacza to kolor czarny. I to właśnie czarny jest głównym bohaterem powieści, tyle, że czarny charakter i czarny humor. 
Głównymi bohaterami jest dwóch jakże odmiennych charakterami mężczyzn, którzy z czasem stają się sobie bliscy. Simon Marechall jest z zawodu tępicielem wszelkiego rodzaju szkodników. Ciężko chory, wręcz umierający, dokonuje kilku morderstw na zlecenie, bo przecież nie ma już nic do stracenia a  poza tym "szczury, ludzie - na jedno wychodzi. Rozpleniają się tak samo szybko" (s. 120). Simon poznaje Bernarda Ferranda - prostego, dobrodusznego, trochę bezradnego chłopaka mieszkającego ze swoją ekscentryczną matką. Bernard jest biedny, na dodatek kaleka - stracił dwa palce u ręki, nigdy nie był nad morzem, więc, kiedy Simon nie daje już rady prowadzić samochodu, proponuje mężczyźnie pracę kierowcy. I tak rozpoczyna się wspólna podróż, która przyniesie kilka znajomości i odmieni na zawsze życie młodego Bernarda. 
Książka napisana bardzo prostym językiem, obrazy szybko układają się w nieskomplikowaną opowieść. Raz po raz podczas czytania wybuchałam śmiechem. Pascal ma bowiem nietuzinkowe poczucie humoru, jest mistrzem riposty i zabawnych określeń: "Niemowlę to rodzaj otwartej z obu stron tuby. Jedną stroną się je napełnia, drugą ono się wypróżnia" (s. 69). Jednocześnie to bardzo przejmująca opowieść, ukazująca ludzkie słabości i tragedie. Kobieta z małym  dzieckiem bita i poniewierana przez przyjaciela, matka Bernarda topiąca swoje nieudane życie w kieliszku, wreszcie Bernard, który "klocek po klocku układał lego swoich skrywanych marzeń" (s. 93). 
Główny bohater, Simon, to jednak pozornie człowiek zły, bezdusznie zabijający kolejne ofiary, bezustannie warczący na napotkanych ludzi. Jednak gdzieś głęboko skrywający drugą osobowość: to przecież on pomaga skrzywdzonej Fionie i jej niemowlakowi, sprawia mamie Bernarda niespodziankę, chętnie spędza czas z poznaną podczas postoju Rose i na swój sposób lubi młodego towarzysza podróży. 
Mimo, że ból, śmierć oraz bezsens ludzkiego istnienia są naszymi nieodłącznymi towarzyszami podczas czytania książki, nie przytłacza ona czytelnika posępnością. Z jednej strony pozwala mu dojrzeć absurdy życia, jego groteskę, a z drugiej pozwala się uśmiechnąć i zrozumieć postępowanie bohaterów. I jak napisano na okładce "Budowana z malarską wrażliwością atmosfera (...) pozostaje w pamięci jeszcze długo po zamknięciu książki".
Wydawnictwo Claroscuro to młode, niezależne wydawnictwo, które powstało z pasji dwóch osób do słowa pisanego. Celem wydawnictwa jest publikacja książek pisarzy zagranicznych, tych mniej lub bardziej znanych w Polsce.

"Jak się ma twój ból?" Pascal Garnier
Wydawnictwo Claroscuro sp. z o. o.
Warszawa 2006,
s. 176

poniedziałek, 3 lutego 2014

Małgorzata Gutowska-Adamczyk "Podróż do miasta świateł. Rose de Vallenord"

To kolejna, po wspaniałych 3 tomach „Cukierni pod Amorem”, część sagi o rodzinie Zajezierskich i Toroszynów. I kolejna utrzymana w takim samym ciepłym, magicznym  klimacie, owiana mgiełką tajemnic z przeszłości, z odrobiną sensacji oraz dużą dawką miłości i namiętności.
Akcja rozgrywa się w Paryżu dokąd w poszukiwaniu skradzionych obrazów i informacji o przeszłości wyjeżdża Nina - pedagog i naukowiec. Jest tu również wątek retrospektywny – przełom wieku XIX i XX w stolicy Francji żyje i tworzy  Rose de Vallenord, malarka, emancypantka, marszand sztuki, którą interesuje się młoda Polka. Te dwa wątki – współczesny i z przeszłości – wzajemnie się przeplatają. Łączy je między innymi osoba bohaterek. Rose i Nina, mimo, iż żyją w innych epokach i innych krajach mają ze sobą wiele wspólnego: obie są koneserkami sztuki, obie przeżywają nieszczęśliwą miłość i wreszcie obie łączy skomplikowana więź na linii matka – córka.
Nina wyjeżdża do Paryża, by znaleźć odpowiedź na pytanie kto kradnie obrazy słynnej malarki. Jednak ten wyjazd jest również pretekstem, ucieczką przed zawiedzionym uczuciem, próbą rzucenia się w wir pracy, by zapomnieć. 
Jeden telefon do posiadłości Vallenordów odmienia francuski urlop bohaterki. Nina poznaje tajemniczego kolekcjonera sztuki z Argentyny, z którym po wielu oporach  postanawia wspólnie rozwiązać zagadkę. Znajomość z przystojnym właścicielem zamku  okazuje się bajką: posiłki w drogich restauracjach, szalone zakupy, namiętność i uwielbienie a wszystko w otoczce miasta marzeń. Raj... Szybko jednak okazuje się, że ten raj zamienia się w piekiełko a uroczy Argentyńczyk ukazuje swoje drugie ego i jest przyczyną wielu nieprzyjemnych zdarzeń.

Małgorzata Gutowska – Adamczyk stworzyła kolejną ciepłą  opowieść. Fabuła osadzona w klimacie tego niezwykłego miasta, pośród koneserów sztuki powoduje, że czyta się ją jednym tchem i trudno się oderwać choćby na chwilę. Miejscami  doprawiona szczyptą sensacji powoduje, że książka trzyma w napięciu a spacery bohaterki po uliczkach i zakamarkach Paryża wzmagają apetyt na odwiedzenie tego miejsca. Paryż, zarówno współczesny jak i historyczny został przedstawiony bardzo wiarygodnie. Elementy języka francuskiego, oryginalne nazwy zwiedzanych miejsc, bogata wiedza historyczna oraz związana ze sztuką – wszystko to powoduje, że książka nie jest pustą opowieścią o miłości, namiętności i determinacji bohaterek, lecz bogatym przewodnikiem po różnych sferach ludzkiego życia.

Kiedy odłożyłam książkę długo jeszcze wyparowywały ze mnie emocje, rozmarzyłam się, co rzadko mi sie zdarza. A dzis wiem, że wkrótce sięgnę jeszcze raz po pierwszy tom „Cukierni pod Amorem”.

"Podróż do miasta świateł. Rose de Valenord" Małgorzata Gutowska-Adamczyk
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Warszawa 2013
s. 478